Pokazaliśmy w semestrze letnim 2009/10

Boliwia - krajobrazy ze srebrną nutą
24.02.2010; Barbara Szałkowska

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

boliwia

Katalonia - Pirenejskie kaniony i laguny Costa Brava
03.03.2010; Karolina Nowicka, Przemek Witrowy

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

katalonia

Przepis na udane wakacje:

Składniki:

2 osoby

3 tygodnie urlopu

2 bilety do Barcelony

2 kaniony

30 urokliwych wodospadów

3355 metrów górskiego szczytu Monte Perdido

22 lazurowe zatoczki Costa Brava

„X” litrów hiszpańskiego wina

5 zabytków projektu Gaudiego

4 gorące piaszczyste lub kamieniste plaże

Sposób przygotowania:

1. Uciskamy swojego szefa, żeby dostać wymarzony urlop. Dodajemy do tego przelot samolotem do Barcelony. Piekarnik zostaje ustawiony automatycznie na 30 stopni.

2. Zmniejszamy temperaturę piekarnika do 23 stopni udając się w góry. Do malowniczych pirenejskich krajobrazów dodajemy głębokie kaniony, kilka urokliwych wodospadów oraz turkusowe oczka wodne.

3. Z przygotowanej masy układamy drogę na szczyt Monte Perdido o zachodzie słońca. Powstaje nam wówczas gotowy produkt w postaci zdjęć do slajdowiska. Chwilowo wkładamy masę do lodówki.

4. Do kociołka wsypujemy trochę śniegu z lodowca i garstkę gruzu z piargowiska, które tworzą nam powód do zmiany przepisu.

5. Stopami zaczynamy ugniatać zieloną trawę Kanionu Anisclo i zaczynamy zwiększać temperaturę piekarnika.

6. Przypieczoną wstępnie skórkę przenosimy przy pomocy autostopu nad wybrzeże Costa Brava, aby wyłożyć na patelnię skrzydełka, nóżki i kuperki. Mieszamy długo w skalistych lazurowych zatoczkach, średniowiecznych miasteczkach i antycznych ruinach. Dorzucamy dwójkę znajomych, kilka litrów słynnego hiszpańskiego wina, gorący piasek i słoną wodę.

7. Na koniec zabieramy ze sobą piekarnik do Barcelony, wylewając na blachę spuściznę Gaudiego, klimat miasta z uroczymi uliczkami i zabytkami zapierającymi dech w piersiach.

8. Nakrywamy stół  i ZAPRASZAMY gości na zasmakowanie wszystkich pyszności.

SMACZNEGO!

Taj Mahal we mgle - bajeranckie wakacje w Indiach
10.03.2010; Justyna i Adam Bajerowie

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

indie

Mieliśmy pojechać na tydzień. Do Bodhgai – małej osady w samym środku najbiedniejszego stanu Indii – Biharu.

To tutaj pod drzewem Bodhi, pięć wieków przed nasza erą, Siddhartha Gautama, po latach poszukiwania drogi do wyzwolenia od cierpienia, osiągnął oświecenie. Stał się Buddą.

Dziś do Bodhgai ściągają zarówno wyznawcy Buddyzmu jak i innych religii, mnisi i osoby świeckie, pielgrzymi i turyści. Nie dziwi obecność obywateli krajów, w których Buddyzm jest dominujący, ale spotkać można również obywateli Urugwaju, RPA czy Ukrainy. Dzięki licznej reprezentacji z Polski, po trudach tysiąckilometrowej podróży wzdłuż Doliny Gangesu, czuliśmy się swojsko i bezpiecznie.

Ostatecznie w Indiach spędziliśmy miesiąc. Niespodzianki indyjskiej zimy zweryfikowały wcześniejsze plany. Dzięki temu mieliśmy więcej czasu na poznawanie zabytków Agry – z obowiązkowym Taj Mahalem. Mieliśmy też okazję odkryć Gwalior – tysiącletni fort, siedzibę maharadżów, z niezwykłymi rzeźbami dżinistów wykutymi w skale.

Podróż zaczęliśmy w Delhi – stolicy Indii, miasta dynamicznego i ogromnie zróżnicowanego. Tutaj budowa nowoczesnego metra sąsiaduje z zabytkami pamiętającymi czasy potęgi mogołów. Dla obywateli jest zapewne przepustką do lepszego świata, dla turystów może być męczącym tyglem kolorów i dźwięków.

Odpoczynek znaleźć można już kilkadziesiąt kilometrów na południe od Delhi. Ptasi rezerwat –Keoladeo Ghana National Park – oferuje wytchnienie od klaksonów i zgiełku, wśród niezliczonych ptaków, które wydają się być na wyciągnięcie ręki, wśród zadrzewionych grobli dających przyjemny cień. Podobna atmosfera, panuje w Sarnath, kolejnym miejscu związanym z życiem Buddy. Kontemplacyjny nastrój klasztorów przenosi się na uliczki, wszędzie wydaje się jakby czyściej, jakby zieleniej... Szczególnie w zestawieniu ze znajdującym się raptem kilka kilometrów obok Varanasi. Jednym z najświętszych miejsc w Indiach, miastem Śiwy, położonym na brzegach Gangesu. Przyciąga pielgrzymów dokonujących rytualnych ablucji w wodach świętej rzeki.

Zapraszamy do wspólnej podróży!

 

Nowa Zelandia. Tam, gdzie zaczyna się dzień

17.03.2010; Ania i Marcin Szymczakowie

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

zelandia

Podróż na kraniec świata – do krainy marzeń, maoryskich mitów, fenomenalnych krajobrazów... Witaliśmy dzień, podziwiając jurajskie lasy z tysiącletnimi drzewami kauri; spacerując klifowymi wybrzeżami Pacyfiku; biwakując na skraju lodowca u stóp Mt. Cooka; podglądając pingwiny, wieloryby i lwy morskie; przeglądając się w turkusowych taflach jezior; poznając egzotyczną kulturę maoryską.
3 osoby, 3 miesiące w podróży, przejechanych 12 tysięcy kilometrów, 38 tysięcy kilometrów przebytych samolotem, niezliczona ilość wspomnień i przygód. Ogromne wyzwanie, gdyż podróżowaliśmy z naszą półtoraroczną córką...

Anna i Marcin Szymczakowie – z wykształcenia geografowie z zamiłowania fotografowie. Wspinali się w Andach, Ałtaju, Tien Szanie, górach Elburs, Alpach Japońskich, Himalajach i Pamirze. Zmierzyli się z Jedwabnym Szlakiem w Chinach, Uzbekistanie i Iranie. Dotarli na „Dach ¦wiata” i pod świętą górę Kailasz dość nietypowo, z Kaszgarii. Smakowali zieloną herbatę pod Fuji, przemierzali amazońską dżunglę. Od dwóch lat wędrują we trójkę – z córeczką Igą – po Omanie, Rumunii, Nowej Zelandii i Japonii. Zawsze na wyjazdy zabierają aparat fotograficzny, a plon „bezkrwawych łowów” można ocenić w trzech niedawno wydanych albumach autorskich o Tybecie, Boliwii i Japonii oraz na www.fotografiapodroznicza.pl

 

Explore Apolobamba 2009 - czyli ekspedycja na niezdobyte wierzchołki w Boliwii

24.03.2010; Marcin Kruczyk

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

apolobamba

 

Schodząc drogą w dolinę mijaliśmy co jakiś czas niewielkie domki zbudowane z kamieni i słomy. Tu już nie były one zarezerwowane dla samych pasterzy opiekujących się stadami alpak, ale zamieszkiwały je całe rodziny. Przy niektórych gospodarstwach kręciły się kury, co jakiś czas merdając ogonem i radośnie poszczekując podbiegał do nas pies, a dzieci chowały się za kamieniami i z ciekawością wyglądały na nas.

 

Wreszcie dotarliśmy na dół. Teraz trzeba się było przeprawić przez rwącą rzekę. Myśleliśmy, że tym razem bez wyciągania liny i zdejmowania ubrań się nie obejdzie, ale jednak... Rimi pokazał nam most, zbudowany z dwóch długich, płaskich kamieni. Udało nam się suchą stopą przekroczyć potok...

Hay pollo, que rico! - czyli z plecakiem po Peru

31.03.2010; Marcin Kruczyk

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

rico

 

Słońce prażyło strasznie, a my... Zapomnieliśmy kremu z filtrem... To jednak okazało się małym problemem, w porównaniu z tym, co miało nas czekać dalej. O zmroku zza kolejnego zakrętu Ukajali wyłonił się duży, płynący z Rakeny statek. Chińczyk natychmiast skierował naszą pirogę w kierunku brzegu, z resztą cały czas starał się dość blisko niego trzymać. Tym razem jednak zarówno na twarzy Chińczyka, jak i Rafaela widać było lekkie zdenerwowanie. Ich ruchy stały się bardziej energiczne, gesty nerwowe... Po chwili zrozumieliśmy dlaczego... Fale, zostawione na rzece przez statek dotarły w końcu do naszej dłubanki i chwilę później łódka znalazła się pod wodą. Na szczęście dzięki zapobiegliwości i doświadczeniu naszych opiekunów byliśmy, na tyle blisko brzegu, że wszystkie rzeczy udało się uratować. Największy problem był z dwoma kurczakami, które z nami płynęły. Na szczęście i one się nie potopiły. Wylaliśmy wodę z łódki i popłynęliśmy dalej...

 

Tam gdzie świat ma siedem stron czyli przygoda z Australią

28.04.2010; Marcin Kruczyk

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

australia

...nie wiem od ilu już godzin obserwuję te przebiegające z prawej strony białe pasy. Magda śpi skulona na fotelu, a ja walczę co sił, żeby utrzymać otwarte powieki. Zauważyłem przed chwilą, że nie pamiętam jak wyglądała droga przez ostatnie 5 minut. Licznik pokazuje 1325 przejechanych dzisiaj kilometrów. Mijany jakiś czas temu znak informował, że następny parking jest za kolejne 239km. I jeszcze te kangury. Stoją na skraju drogi i nie wiadomo który wyskoczy pod koła - to najgłupsze stworzenia na Ziemii. Zacznę przeliczać rok na sekundy, matematyka zawsze potrafiła mi pomóc z przetrwaniem nocy i utrzymaniem koncentracji...

Znowu znak, do Clonecurry zostało już tylko 124km, a przecież mógłbym przysiąc, że poprzedni znak był dosłownie 10 minut temu. Całe szczęście, że przynajmniej ta ciężarówka się trafiła i już nie muszę tak uważać na kangury...

 

Trekking wokół Annapurny czyli wielka góra w małym królestwie

12.05.2010; Anna Wojtych

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

okolice_Braga

 

Ludy Karakorum

19.05.2010; Mieczysław Bieniek

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

ludy_karakorum

Mieczysław Bieniek jest byłym górnikiem. Po ciężkim wypadku na kopalni zabrał się za podróżowanie. Do dziś odwiedził ponad 60 krajów. W 2006 roku odbył kilkumiesięczną podróż lądem do Dalajlamy. W ramach tej podróży ponad miesiąc spędził wśród różnych ludów zamieszkujących odludne doliny Karakorum, leżące z dala od utartych szlaków podróżniczych. Zapewne największe wrażenie zrobili Kalasze - obecnie zaledwie kilkutysięczna społeczność, której specyficzne zwyczaje i niezwykle barwne stroje mocno zafrapowały autora pokazu.

Mieczysław Bieniek jest bohaterem głośnego filmu dokumentalnego "W drodze", a także autorem ostatnio wydanej książki "Hajer jedzie do Dalajlamy". Jego barwne opowieści, zakrapiane śląską gwarą i swoistym punktem widzenia, a także sugestywne zdjęcia przyciągają uwagę nie tylko globtroterów. Spotkania z nim to możliwość choć na chwilę zanurzenia się w świat odległych światów i kultur, bo autor jak rzadko kto umie nawiązywać bliskie kontakty z napotkanymi na szlaku ludźmi, szybko zdobywając ich sympatię. Spotkania z Mieczysławem Bieńkiem to także wspaniała zabawa, bo umie on z niezwykłym humorem relacjonować dziwaczne przygody, które przydarzyły mu się w trakcie tych samotnych wędrówek.

 

Słowenia jak z obrazka
26.05.2010; Małgorzata Hoch

Auditorium Maximum, aula im. A. Mickiewicza

Slowenia

 

 

Słowenia, kraj o powierzchni zaledwie niewiele ponad 20 000 km2 w pigułce zawiera wszystko co najpiękniejsze: góry, jeziora, jaskinie, morze. A ponieważ jest taka maleńka najlepiej zwiedzać ją na rowerze, tak nam się przynajmniej wydawało, zanim nie pojawiło się pierwsze wzniesienie...

 

Góry Świata
16.06.2010; 

uwaga zmiana: Sala Konferencyjna Samorządu UW (Mały Dziedziniec) sala 200

Bez_tytuu

W ramach tegorocznego kursu przewodników górskich odbędzie się slajdowisko "Góry świata" na które już teraz serdecznie zapraszamy.

Występują na każdym kontynencie, znane i nieznane przyciągają podróżników z całego świata. Każda ma swoją historię i wielu ludzi wzbogaca ją podejmując trud - wspinając się na szczyt. Podróżując przez kontynenty posłuchamy o poszczególnych największych górskich pasmach. Zobaczymy jak się z nimi obchodzić i z czym dobrze się zapoznać przed wyjazdem.