tyt1.jpgWyjechaliśmy pociągiem z Warszawy z Dworca Wschodniego o godz. 22:55 (tzw. rzeźnią).
W Nowym Targu powinniśmy być o godz. 7:32. Niestety nie mieliśmy tyle szczęścia i w efekcie przyjechaliśmy w okolicach godz. 9:00. Następnie naszym celem miała być miejscowość Maniowy, do której planowaliśmy dostać się PKSem, ale po analizie wszystkich "za i przeciw" zdecydowaliśmy się na transport prywatnym busem.

Po dojechaniu na miejsce stwierdziliśmy, że za nim wyjdziemy w góry bezwarunkowo musimy zjeść śniadanie. Dotarliśmy do pewnej restauracji, która niestety okazała się zamknięta. Po krótkiej rozmowie z właścicielem otworzył ją specjalnie dla nas, miło ugościł i na dodatek nic nie kazał zapłacić. Po śniadaniu, które trwało 1,5 godz. ruszyliśmy w góry. Jako pierwszy poprowadził nas Michał. Naszym celem była Polana Morgi w paśmie Lubania. Ruszyliśmy bardzo sprawnie, a śnieg sięgający niektórym nawet kolan nie był specjalnym utrudnieniem, szliśmy szybko trzymając się właściwego grzbietu.

 

Jako następna poprowadziła nas Sylwia. Warunki robiły się coraz trudniejsze, śnieg był coraz wyższy, temperatura coraz niższa i powoli zaczęliśmy wchodzić w las. Za to rekompensatą były przepiękne widoki, cała roślinność pokryta była grubą warstwą śniegu i lodu tworząc niesamowite kształty, których widok pobudzał wyobraźnię. Następnie przewodnictwo objął Jarek, który sprawnie doprowadził nas do celu, czyli na Polanę Morgi. Tam Damian przewodnictwo przekazał Mai, a celem była Ochotnica Dolna. Zadnie okazało się dość trudne, początkowo po problemach z odnalezieniem właściwego grzbietu i przekazaniu przewodnictwa Maćkowi zaczęliśmy powoli schodzić w kierunku Ochotnicy.

Niestety nie poszło zbyt łatwo. Pokręciliśmy się trochę po lesie, zapadł zmrok, warunki były coraz cięższe, ale nie daliśmy za wygraną do Ochotnicy dotarliśmy tylko nie zupełnie tą drogą co planowaliśmy. W między czasie przewodnikiem został Darek, który zaprowadził nas do miejscowego baru, gdzie zjedliśmy rosół z kołdunami, kanapki i naprawdę się rozgrzaliśmy. Po wyjściu była już godzina 19:30. Wtedy Damian pokazał nam nasz następny cel, jakim była Jaworzynka Gorcowska.

Przewodnikiem mianował Jarka. Ruszyliśmy za Jarkiem, w stronę Krzyżnego Gronika, podejście okazało się niezbyt łatwe i zabrało nam sporo czasu. Po dotarciu do celu i zjedzeniu dużej ilości słodyczy, poszliśmy dalej grzbietem w stronę Jaworzynki Gorcowskiej, a prowadziła nas Joasia K. Szliśmy sprawnie pokonując coraz wyższy śnieg i coraz częściej wspominaliśmy o bacówce, do której mieliśmy zamiar dotrzeć.

Powoli stawaliśmy się zmęczeni, niektórym kompletnie przemokły buty, a do bacówki było jeszcze bardzo daleko. W trakcie długiego marszu przez naprawdę już głęboki śnieg prowadzenie przejmował najpierw Krzysiek a potem Maciek. Wreszcie w okolicach godziny 1:00 na pięknej polanie naszym oczom ukazała się pierwsza bacówka, niestety nie nadawała się zupełnie nawet na tę jedną noc. Ale nie zmartwiliśmy się zupełnie, ponieważ w tej okolicy, aż roiło się od bacówek. Druga z kolei była już ok. Zaczął się proces przygotowywania obiadu, rozpalania ogniska, szukania drewna i właściwie poszło wszystko całkiem sprawnie. O 3:30 wszyscy leżeli już w śpiworach. Jedni zaraz zasnęli, inni trzęśli się z zimna, ale wszyscy przeżyli.

Rano zgodnie z planem wyszliśmy o godz. 10:00 nadal kierując się w stronę Jaworzynki, szliśmy za Michałem. W między czasie doszliśmy do pięknej polany, z której podziwiać mogliśmy wspaniałe widoki Tatr i niesamowite zjawisko morza chmur poniżej. Było naprawdę przepięknie, mocno świeciło słońce, byliśmy pełni energii. Dotarliśmy na Jaworzynkę idąc już za Joasią Z. Tam Damian podjął decyzję, że nie pójdziemy na Gorca, ponieważ nie zdążylibyśmy wrócić na czas do Ochotnicy.

Ostatni autobus do Nowego Targu mieliśmy o 17:30. Spokojnym rytmem za Joasią schodziliśmy w dół. Po Joasi przewodnikiem został Darek, który po konsultacji z grupą podjął decyzję, że ostatni odcinek zejdziemy nie grzbietem ale "drogą", w przeciwnym razie nie zdążylibyśmy na autobus do Nowego Targu. Niemalże sfrunęliśmy do Ochotnicy Górnej i jeszcze mieliśmy pół godziny na wypicie herbaty w przydrożnym barze.

Autobus przyjechał o czasie, ale za to z niedziałającym ogrzewaniem, nasze marzenia o podsuszeniu butów i ogrzaniu się rozwiały się natychmiast. Po 1.5 godziny jazdy szczękając zębami, ale w wyśmienitych humorach dojechaliśmy do Nowego Targu. Do odjazdu pociągu mieliśmy jeszcze 3 godziny. W okolicy nie było żadnego baru, więc zadowolić się musieliśmy daniami z budki z zapiekankami. Nie wszyscy jednak zaspokoili swój apetyt: Sylwia, Paweł i Maciek zdecydowali się na jazdę do Zakopanego na naleśniki. Nie był zresztą to ich jedyny cel, zarezerwowali nam także dwa przedziały, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. O 22:00 siedzieliśmy już w pociągu zmierzającym do Warszawy przeklinając strasznie upał, jaki panował w przedziałach, czuliśmy się jak w saunie. Ale dojechaliśmy cali i zdrowi, a kursówka naprawdę była świetna!!!