fot. Marek CerońPomimo trwającej sesji oraz śniegu i mrozu za oknem postanowiliśmy wyskoczyć na weekend w góry. Naszym celem były Rudawy Janowickie - niewielkie, ale bardzo malownicze pasmo u podnóża Karkonoszy. Naszych humorów nie zdołała popsuć nam nawet temperatura -20oC rano na stacji w Janowicach Wielkich.

 

Bardzo sympatyczny pan otworzył specjalnie dla nas bar na dworcu, gdzie w sylwestrowych jeszcze dekoracjach zjedliśmy sobie pyszne śniadanko.

tyt1Po założeniu dodatkowych czapek oraz rękawiczek ruszyliśmy w góry. Na początek zdobyliśmy Zamek Bolczów. Te monumentalne ruiny na wysokiej skale, robią imponujące wrażenie. Z ich wież rozciągają się fantastyczne widoki.
Później poszliśmy w kierunku Starościńskich Skał. Udało nam się je osiągnąć, głównie przy pomocy kompasu, mimo, że są tam duże nieciągłości w oznaczeniach szlaku niebieskiego. Następnie poszliśmy w Góry Sokole. Obóz pośredni założyliśmy w schronisku "Szwajcarka". Po zjedzeniu małego co nieco, bez plecaków ruszyliśmy na podbój Sokolików. Z platformy widokowej Sokolika Dużego bardzo długo podziwialiśmy panoramę Karkonoszy. Wraz z zachodzącym słońcem zaczęła również gwałtownie spadać temperatura. Czym prędzej więc udaliśmy się do Bukowca. Tam czekało na nas ciepłe schronisko oraz obiad... dostarczony przez firmę cateringową. Obsługiwał nas kelner, a jedzenia było tyle, że większość z nas wymiękła jeszcze przed podaniem deseru. Oczywiście "układacz karcianych strzałek" miał siłę i miejsce na wchłonięcie oprócz swojego także kilku innych ogromnych kotletów. Później nastąpiła baaaaaardzo długa sjesta oraz nicnierobienie, a gry i zabawy towarzyskie trwały do późnych godzin nocnych.

W niedzielę pogoda była jak drut: błękitne niebo, słońce, temperatura -15oC.                            Ruszyliśmy tyt2Głównym Szlakiem Sudeckim. Naszym celem był Skalnik (945 m npm), najwyższy szczyt Rudaw Janowickich. Początkowo śniegu było mało, ale po przekroczeniu Przełęczy pod Średnicą musieliśmy się przegrupować i utworzyć męską grupę torującą drogę w śniegu. Śnieg był głęboki na ok. 40-60 cm, lekko zmrożony, zapadający się w trudny do przewidzenia sposób. Warto wspomnieć o ciekawym spotkaniu na szlaku, gdzie jedynym napotkanym człowiekiem okazał się około sześdziesięcioletni pan Piotr Kolinko z Kowar. Wędrując od ponad 15 lat po górach przemierzył - jak twierdził - już ponad 14 tysięcy kilometrów. A w ubiegłym roku był 51 razy na Skalniku. Po grzecznościowej wymianie pamiątek pan Piotr poszedł do Kowar, a my poczłapaliśmy na Skalnik - ja byłem tam dopiero po raz drugi, pozostali po raz pierwszy. Pod samym szczytem znowu okazało się, że oznaczenia szlaków są niejednoznaczne. Zdobyliśmy punkt widokowy, uznawany powszechnie za szczyt. Tymczasem silna 3-osobowa ekipa pod przewodnictwem Szymona zdobyła właściwy top. Był on ukryty kawałek dalej w lesie i nic nie było z niego widać. A później było już tylko zejście, a właściwie zjazd w głębokim śniegu w doliny. Tam czekał na nas cieplutki bus, który zawiózł nas do Jeleniej Góry, skąd trochę mniej ciepłym, ale za to pustym pociągiem wróciliśmy w komplecie do Warszawy. W wyjeździe uczestniczyło 15 osób.

P.S. Specjalne podziękowania dla Szymona Bijaka i Piotrka Przybysza za pomoc w torowaniu drogi w śniegu.