A oto relacja z pierwszej ręki tj. od Sz. Pierwszego Spada z Wiosennego 2010 (lub - bardziej dobitnie - "Pierwszego, który dał D***):
Tak jak mówił Maćko, po pierwszym dniu team Bayan-Cziłała zległ na przełączce między Konfiniarką a pipantem na zachód od Jawornika ok. 4.00 rano. Niedługo potem dołącza reszta. Ok. godziny 10 wstajemy, a ostatecznie wyruszamy bodaj ok. godziny 13.00, przy okazji zmieniając skład grup (z Bayan-Cziłała odchodzą Basia i Gosia, w zamian dołączają Grażyna, Michał i Yeti). W zmienionym składzie Bayan-Cziłała idzie grzbietem, na którym poprzedniego dnia doszło do godzinnego buraka (niestety mojego :p) i kieruje się na przełęcz Szklarską, reszta natomiast idzie na Banię Szklarską. Dalsza trasa Bayan Cziłała wygląda następująco:
Przełęcz Szklarska - grzbiet północno-zachodni na Kamionkę i potem na płn.-zach na Ambrowską (w międzyczasie pompa) - z Ambrowskiej na południe przez rzekę i na przełęcz - z przełączki grzbietem na wschód a potem na południe aż do pipanta (w międzyczasie druga pompa); na tym odcinku miał miejsce przykry wypadek: otóż Wojtek oberwał dotkliwie gałęzią z krzola w oko; sprawa okazał się na tyle poważna, że następnego dnia pojechał do Krosna do szpitala; okazał się, że ma lekko uszkodzoną rogówkę, ale dostał odpowiednie leki i tego samego dnia tryumfalnie do Nas wrócił, o czym za chwilę - z pipanta na przełączkę (bodaj tę na wchód - przyznam, że wtedy się zdźebko pogubiłem

), gdzie był obiadek. - z obiadkowego pipanta na południe, w okolcie Daliowej, a potem drogą na zachód do przysiółka Stasiane, gdzie na polu namiotowym spotykamy jedzącą kolację resztę kursantów z Ewą i Tomkiem; ok. 4.00 idziemy wszyscy spać.
Tak minęła noc, i poranek. Dzień 3
Jako, że Wojtek po wypadku z krzolem musiał jechać do lekarza, około godziny 12 jako jedna grupa kierujemy się z miejsca noclegu na południe, na Polanę Świnną. Dochodzi jednak do lekkiego buraka, bo miast grzbietem na Polanę, wchodzimy na grzbiet na zachód od niej. Osoba prowadząca odkrywa swój błąd, jednak nie wracamy się, tylko idziemy dalej i po lekkim trawersie osiągamy Dział. Stamtąd udajemy się grzbietem południowo-wschodnim na Wysoki Dział, a potem na wschód na Czerwony Horb. Potem na południowy wschód, aż do Tokarni. Tam dołącza do nas Wojtek po rekonwalescencji w Krośnie. Z tak poszerzonym składem, kierujemy swe kroki na płd.-zach. na Średni Wierch, a pod nim robimy ni to obiad ni to kolację, czyli tzw. przerwą ogniskową, vel kolację na obiad. Po takim posiłku wyruszamy na płd.-zach. na Klepkę, a potem na południowy wschód do niebieskiego szlaku. Gdy wychodzimy z lasu jemy obiad. Jest godzina bodaj 6.00 (przypominam, że jesteśmy na nogach od 10.00 dnia poprzedzającego). Po obiedzie, kierujemy się do Jaślisk, które osiągamy ok. 10.00. I tutaj, jeśli chodzi o mnie, kończy się moja przygoda z wiosennym. Ja jadę do Krosna, reszta zaś udaje się do Woli Niżnej, by stamtąd dojść na Polany Surowiczne - miejsce noclegu i punkt startowy Manewrów, które o ile wiem zaczęły się chyba koło 2.00. Tuż przed nimi grupę opuszczają Wex, Jędrek, Beata i Gosia, którzy są w tej chwili w drodze do Krakowa. Reszta łoi na manewrach.