ale suuuuuper wyjazd,a a jaki pouczający-Rewasz rządzi(choć na temat operacji gorlickiej napisalam wszystko zupelnie na odwrót-nie wiem czemu,zmeczenie,nie zostałam natchniona?;))!
dochodze do wniosku,ze najgorszy byl tylko moment wylazenia ze spiwora ,zakladania butów z kałużą w środku(niektórym nawet pojawiały się prądy morskie w butach)..i kaszka melczna z cebula bądź przypaloną mielonką,bleeeeeeeeeeeeeee...ale nic to,w porównaniu z całą masą pozytwów,czyli:
-z hasaniem po beskidzkich górach,polach i lasach z rozklejającą się mapą i kompasem z bombelkiem w środku w towarzystwie ludzi o niesamowitej energii i debeściarskim:) poczuciem humoru,yeah:D
-w sumie tylko małym buraczeniem(eh te głupie drogi,głupie Czertyżne...),a wszystko dzięki wyrozumiałym,wspaniałym instruktorom(sie podlizałam..),których wysiłki nie idą na marne
-zobaczeniem prawie ze niezliczonych ilosci cerkwi,ale dzieki temu....hmm..kazdy wie co to ikonostas;]
-mozliwoscia poprowadzenia grupy nie raz,w roznych warunkach,przez dlugi czas,yo!!!!
-otwieraniem roznego rodzaju panelów dyskusyjnych typu:z kijkami czy bez?czy przewodnik ma robic czy nie(w sensie pomagac czy sie tylko gapic)?
-głupawkami tzn lekcja salsy na pipancie,wspomniane"tanczy kursant tanczy" na rozgrzewke ,bunsowanie w rytmie trip hopu w swietle migającej czołówki,eh w koncu karnawał,nie?:D....
-telepaniem się w śpiworze...nie no zart...dzieki Paweł za śpiwór w moim bym pewnie nie przezyla,choc w sumie potem Michał P. miał problemy z przeżyciem,ale wszystko się na szczęscie dobrze skończyło
..a duzo by wymieniac tych pozytywnych stron wyjazdu..teraz Wasza kolej:)