Marcin Szymczak

Norwegia - refleksje z wyprawy

"Wszyscy marzymy, lecz nie tak samo.
Ci co śnią nocą - w najgłębszych
zakamarkach umysłu - budzą się by odkryć
próżność swych snów; ci natomiast,
co za dnia marzą, to ludzie
niebezpieczni, ponieważ mogą
- oczy mając otwarte - wprowadzić
swoje marzenia w czyn"

T.E.Lawrence, "Siedem filarów mądrości"

Obudziłem się, promienie wschodzącego słońca oświetlały ośnieżone szczyty. Biel lodowców przeplatała się z błękitem nieba i granatem jeziora, nad którym biwakowaliśmy. Gra barw i odcieni. Prawie pionowe skały, otaczające nas z każdej strony, sprawiały wrażenie tak niedostępnych. Długo nie mogłem ochłonąć po wczorajszych "przygodach". Przez głowę wciąż przechodziły myśli, że my tam wczoraj, w górze...

Idziemy na Glittertind, bo chociaż szczyt zdobyliśmy dzień wcześniej, to dziś chcemy wejść tam inną, ciekawszą drogą. Pogoda, jak to w Norwegii, fatalna, co chwila toniemy w chmurach. Rosa osadza się na twarzy, zamarza. Trzeba założyć raki, asekurować się czekanem. Jesteśmy na Glitterbreen. Teren staje się bardziej stromy, w dole słychać huk wodospadu, który wypływa spod lodowca. Wyjmuję aparat, Marcin pozuje na wspaniałej śnieżnej ścianie. Nagle widzę, jak robiąc jeden nieostrożny ruch, zaczyna się zsuwać i nabiera prędkości. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Słyszę krzyk i widzę, że Marcin spada.

Stałem dość daleko od niego, nadal nie mogąc zrozumieć, co się stało. Zobaczyłem tylko, jak próbując zahamować czekanem, odbił się na nierówności terenu i zniknął za krawędzią prawie pionowego tu lodu.


***
Zaledwie trzy godziny leci samolot z Warszawy do Oslo, stolicy Norwegii - kraju, który do dziś jest dla przeciętnego Polaka ziemią egzotyczną, odległą i nieznaną. Aż dziw bierze, jak mało wiemy o Norwegach, ich dziejach, kulturze i obyczajach. Norwegia należy w Polsce do najmniej znanych obszarów Europy. I na odwrót - trzeba przyznać, że Polska jest dla większości Norwegów krajem, o którym wiedzą stosunkowo niewiele. Postrzegają Ją jedynie jako kraj "sławnego elektryka" i dawnego Bloku Wschodniego.

Norwegia leży na północnym krańcu mapy świata. Znaczna jej część znajduje się poza Północnym Kołem Polarnym. Słowo "Norwegia" znaczy przecież "droga na Północ". Kraj ten zajmuje zachodnią część Półwyspu Skandynawskiego, stanowiąc około 40 procent jego obszaru. Od południa oblewają go wody Skagerraku, od zachodu Morze Norweskie, a od północy Morze Barentsa. Na mapie wygląda więc jak wstęga utkana z gór, zatok, wysp i wszechobecnego morza. Długość Norwegii przekracza 1750 km, szerokość zaledwie kilkadziesiąt, a w najwęższym miejscu tylko 6,3 kilometra. Podczas dobrej pogody, o którą tutaj raczej trudno, ze szczytów górskich widać prawie wszędzie wody morza, które siecią wąskich fiordów przenika w głąb lądu na odległość dwustu kilometrów. Wybrzeża są przeważnie skaliste i strome. Pionowe ściany wznoszą się do 200-300 metrów ponad lustrem wody, a niekiedy, jak w przypadku słynnej ściany Trolli, dochodzą do 1800 metrów.

Najciekawszymi obiektami norweskiej przyrody, poza strzelistymi turniami Jotunheimen, są fiordy - długie, wąskie i silnie rozgałęzione zatoki morskie. Niezwykły kształt tych dolin, o wysokich stu- dwustumetrowych, pionowych zboczach i płaskim dnie, jest wynikiem działania przede wszystkim Lądolodu Skandynawskiego w ciągu bardzo długiej historii tego terenu.

Czarne, nagie skały o zdumiewających kształtach, srebrne łuki wodospadów, lody i śniegi przykrywające masywy górskie i otoczona zielenią toń fiordów to niepowtarzalne krajobrazy Norwegii. Kraju tak bliskiego Polsce, a jednocześnie tak odległego.


***
Noc sylwestrowa 1998/1999 - Gorgany.
Jestem po raz trzeci w "dzikich" Gorganach, tym razem zimą. Wybiła północ, ta ukraińska, o godzinę wcześniej niż w Polsce. Tam szampana otworzą trochę później. My mamy już 1999 rok - tak wspaniale zaczęty, tyle planów, życzenia... Może by tak latem wybrać się na przykład w Ałtaj? Cóż, to na razie tylko plany.

Wiosna 1999 r.
Przygotowania ruszyły. Wyjazd najprawdopodobniej w końcu lipca, powrót w połowie września. Mnóstwo spraw na głowie, tyle załatwiania, to przecież tak daleko, przeszło 5000 km. Jest nas 10 osób, trochę duża grupa, ale trzeba wziąć pod uwagę nieznany teren przed nami... Zobaczymy.

Koniec maja 1999 r.
Koszty wzrastają, grupa chętnych kurczy się, coraz większe problemy. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy wyjazd dojdzie do skutku. Pozostaje nas tylko czwórka.

Czerwiec 1999 r.
Decyzja zapadła, musimy zmienić plany, za daleko, za drogo. Jedziemy w Kaukaz.

Początek lipca 1999 r.
Mimo nieprzychylności milicjantów na dworcu w Brześciu, udaje nam się kupić bilety do Mineralnych Wód. W Warszawie czeka całe zaopatrzenie, blisko 200 kilogramów jedzenia, butle z gazem, sprzęt, ogromna ilość tego wszystkiego, co może się przydać.

26 lipca 1999 r.
Wracam po blisko miesięcznej nieobecności w Warszawie. Jutro ostatnie zakupy, pakowanie i w drogę. Niestety, wiadomości z MSZ i znajomej osoby w Moskwie nie są tak optymistyczne jak nasze nastroje. Wojna na północnym Kaukazie to tylko kwestia czasu. Co robić?

Ostatnie ustalenia, urywające się telefony...


***
Promienie zachodzącego słońca oświetlają bezimienny szczyt nad jeziorem Tesse. Dochodzi północ, temperatura zbliża się do 0oC. Resztką sił, przy świetle księżyca rozbijamy obozowisko. Jeszcze kilka dni temu nawet bym nie pomyślał, że tegoroczne wakacje spędzę w Norwegii.


***
JOTUNHEIMEN
Norwegowie dzielą swój kraj na pięć krain geograficznych, wyróżniających się wielką odrębnością. Jedną z nich jest Vestland, który spośród wszystkich regionów Norwegii najbardziej zasługuje na miano krainy fiordów i lodowców. To tutaj znajdują się najwyższe góry Północnej Europy - Jotunheimen - ojczyzna olbrzymów Jotunów. Giganci owi w mitologii skandynawskiej okazali się sprytniejsi i silniejsi nawet niż Thor - władca piorunów, czy Loki - bóg zła i kłótni, główne postacie skandynawskiego panteonu. Najwyższe góry Norwegii - Jotunheimen stanowią trony gigantów od niedawna, bo zaledwie od połowy XIX w. Umieściła ich tam bowiem dopiero wyobraźnia romantyków, przenosząc mitologicznych bohaterów z najdalszych północnych krańców świata w miejsce odległe zaledwie o 300 kilometrów od Oslo.

W tym górskim rejonie znajduje się 250 wierzchołków przekraczających 1900 m n.p.m., kilkadziesiąt lodowców, setki rwących rzek i potoków - wszystko nieskażone jeszcze ingerencją człowieka, pozostawione jak za dawnych czasów walk olbrzymów z bogami. Ponad zrównaną powierzchnią wznoszą się odosobnione szczyty, jak choćby te najwyższe - Glittertind i Galdhopiggen. Mimo iż nie mają imponującej wysokości - blisko 2500 m., to należy pamiętać o bliskości wybrzeża morskiego, od którego liczy się ta wysokość. Tak więc wspinaczkę zaczyna się zazwyczaj już na wysokości kilkuset metrów nad poziomem morza, mając przed sobą jeszcze 1500-1800 m pionowych skał, lodu i wiecznego śniegu. To tutaj w półroczu letnim "północne słońce" zapewnia światło przez całą dobę, natomiast w zimie nadchodzi noc polarna, kiedy to słońce ledwo przebłyskuje w południe.


***
Jest około północy, słońce już dawno zaszło za ogromny masyw Glittertind, który majaczy gdzieś na horyzoncie. Robi się coraz zimniej. W dole widać tylko nieruchome sylwetki w obozowisku. Oni tam w dole nawet nie mają pojęcia, jak tutaj - pod szczytem Heranosho wspaniale "czuć zapach" norweskiej nocy. Dziś pełnia, ogromny księżyc, rodem niczym z innego świata, przytłacza swą wielkością. Tak, tutaj pod kołem podbiegunowym, słońce w sierpniu prawie nigdy nie zachodzi. Chowa się tylko za horyzontem, by po niespełna kilku godzinach obudzić nas znów swym blaskiem. Jutro czeka nas trudny dzień, dlatego najwyższy już czas "pożegnać się z trollami" i zaszyć w ciepłym śpiworze. Aby do rana i do znów tak pięknej nocy.

Podejście, z pozoru wyglądające tak niewinnie, zamienia się w ciężką pracę. Ogromne plecaki, wypakowane do granic wytrzymałości, niemiłosierny żar lejący się na nas z bezchmurnego nieba i rozmoczony śnieg pod stopami dają się we znaki. Poruszając się w istnym labiryncie ogromnego rumowiska trudno o orientację. Jedyny cel wyznaczają nam pojawiające się co chwila szczyty Trollstein-Rundho, Dronninga i Trollstiensegga, leżące w masywie Glittertind. Dziś nocleg tam, a jutro? Bezchmurne niebo o poranku, lekki mróz i widoki na północną ścianę Glittertind - przytłaczającą swym ogromem to obrazy, o których się marzy, będąc w Norwegii.

Południe, szczyt Trollstein-Rundho - teraz północne zerwy Glittertinda widać jeszcze dokładniej. Po lewej stronie, niespełna kilka metrów ode mnie grań nagle urywa się ponad 300-metrowym uskokiem, tonąc w zimnych czeluściach lodowca Grjot. Nagle pogoda zaczyna się gwałtownie zmieniać. Na bezchmurne niebo wdzierają się potężne cumulonimbusy, rażące błyskawicami i straszące hukiem, przetaczającym się po okolicznych szczytach. Ostatnie kroki ku naszym namiotom, rozbitym w przepięknym cyrku lodowcowym Steinho, stawiamy już w strugach deszczu.

W ostatniej chwili zdążam nacisnąć migawkę aparatu. Trzy ujęcia, udało się, zdążyłem. Stado reniferów prowadzone przez dorodnego samca znika za horyzontem, by pojawić się za chwilę w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Pierwsze kroki na lodowcu zawsze są bardzo niepewne, tym bardziej gdy idzie się praktycznie bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Ostrożnie wbijam czekan przed sobą, zawsze zatrzymywał się po około 10 cm., ale nie tym razem. Teraz wpada całe stylisko. Zimny pot oblewa czoło, plecak klei się do mokrych ramion. Nawet nie mam odwagi zrobić kroku dalej. Nagle tuż za moimi plecami słyszę czyjeś kroki, odwracam się i widzę ogromny pysk renifera, który sprawia wrażenie jeszcze bardziej zdziwionego niż ja.

Późnym popołudniem stajemy na drugim co do wysokości wierzchołku Norwegii - Glittertind - 2464 m. nad poziomem morza.


***
ROMSDALEN
Każdy, kto je widział, wie jak bardzo niebezpieczne są i zdradliwe. Potrafią przywołać śnieżycę, burzę czy mgłę. Przy pomocy czarów zwabiają młodych mężczyzn i dzieci do swych jaskiń, gdzie ich ofiary pozostają już na zawsze, stanowiąc zabawkę dla garbatych, szkaradnych stworzeń. Nie cierpią słonecznego światła, zamienia je bowiem w kamienie. Psocą więc głównie pod osłoną nocy. Nocy, która zimą - jak to w rejonach polarnych - jest bardzo, bardzo długa. Mają też swoją ulubioną górę - Trolltind - szczyt Trolli.

Razem z innymi pobliskimi wierzchołkami tworzy on pejzaż, którego nie sposób zapomnieć. Nadętego cywilizacją widza przytłacza on i sprowadza do właściwych wymiarów. Można porównać strzeliste ściany Trolli do Manhattanu. Wrażenie - być może - sprawiają podobne, tyle tylko że nowojorskie wieżowce są pięciokrotnie niższe. Zerwa skalna zwieńczona szczytem Trolli wznosi się niemal pionowo 1700 metrów ponad doliną Romsdalen, zaś jej rozpiętość wynosi osiem kilometrów. Dla porównania słynna zachodnia ściana Matterhornu ma 1400 metrów wysokości, a południowa ściana himalajskiego olbrzyma, Annapurny - 2600 i daleko jej do pionu.

Widok z wierzchołka jest typowy dla Norwegii - jak wzrokiem sięgnąć góry i lodowce. Na pierwszym planie, od wschodu, niemal pod naszymi nogami, wąska wstążka doliny Romsdalen. Na zachód znacznie krótsze i łagodniejsze zbocza opadające w stronę fieldu - często występującego w Skandynawii kamienistego płaskowyżu. Na północ i południe odchodzą postrzępione, granitowe grzbiety, których kształt przywodzi na myśl skamieniałe Trolle. Plany bardziej odległe, to podobne do syjamskich kotów, pokryte lodowcami pasma górskie, ciągnące się aż po horyzont.

Niemal dwa kilometry powietrza pod nogami - to naprawdę robi wrażenie. Rzucony kamyk spada prawie 20 sekund. Wcale nie dziwi nas więc fakt, że rejon ten jest mekką dla paralotniarzy, którzy mimo zakazu nadal uprawiają tu imponujące skoki.


***
Po męczącym, prawie tysiącmetrowym podejściu z doliny Isterdalen, piargami, lodowcem i na samym końcu skalistym żebrem, staję na wierzchołku Trollryggen. Patrząc w dół na imponujące skaliste zerwy trochę jest mi żal, że zdobyłem ten szczyt nie tak jak np. Wanda Rutkiewicz, czy Tadeusz Piotrowski - wschodnim urwiskiem, lecz zachodnim połogim stokiem fieldu. Kto wie, może kiedyś...?


Uczestnicy wyprawy składają podziękowania firmie CAMPUS, która wyposażyła nas w sprzęt turystyczny i bez której wyprawa zapewne nie doszłaby do skutku.


Artykuł został w dużej mierze napisany w oparciu o:
Dzięgiel Norwegia
W.Lewandowski, Z.Kieras Sto najpiękniejszych gór świata
T.Piotrowski W lodowym świecie Trolli
jak również o wspomnienia pozostałych uczestników wyprawy: M.Puzio, O.Bachowskiej, B.Jasińskiej, K.Kowalskiej oraz M.Pniewskiego, M.Rutkowskiego i D.Parzuchowskiego.