To olbrzymie azjatyckie państwo jest krajem stepów i blaszanych płotów, baraniny i kumysu, wielbłądziego mleka i ogromnych melonów, pszenicy i bawełny. Ale przede wszystkim jest krajem biedy i bezradności.

Czimkent

O siódmej rano autobus wjechał na plac przed dworcem w Czimkencie. Na dworze było jeszcze ciemno. Wyszliśmy wprost w krzyczący, azjatycki tłum. Śniadzi, krępi mężczyźni proponowali przejazd taksówką, kobiety sprzedawały gorące samsy - pierogi z kapustą. Z tłumu wyłoniła się młoda dziewczyna. To Elmira, Tatarka, która za dwadzieścia pięć dolarów miała być naszą przewodniczką przez cały dzień i zarobić w ten sposób równowartość przeciętnego, miesięcznego wynagrodzenia w Kazachstanie.

Od autobusu zdążyliśmy odejść zaledwie 10-15 kroków. Nasz europejski wygląd, ubiór i przede wszystkim bardzo rzadko spotykany tutaj element wyposażenia, czyli plecaki, wyraźnie wskazywały na turystyczny cel naszej wizyty w Czimkencie. Zatrzymali nas dwaj ubrani po cywilnemu mężczyźni. Żądali okazania dokumentów. Na moje pytanie, kim właściwie są, oświadczyli, że są z policji, a jeden z nich odchylił kurtkę, pokazując pistolet. Ten niewątpliwie mocny argument nie do końca mnie jednak przekonał. Mój płynny rosyjski i wyraźna odporność na próbę zastraszenia spowodował u policjantów lekkie zakłopotanie. W końcu udało mi się obejrzeć legitymację jednego z nich. Sierżant Mugometow otrzymał więc w rewanżu do wglądu nasze dokumenty.

- Wsio w pariadkie..., no nie da kanca... - usłyszeliśmy po dłuższej chwili. Teraz wszystko stało się jasne. Chodziło oczywiście o pieniądze.

Biedny Kazachstan

W krajach poradzieckiej Azji Środkowej jest to normalne zjawisko. Każdy chce zarobić na przyjezdnych. W czasie naszego wrześniowego, dwutygodniowego pobytu w Kazachstanie byliśmy na takie sytuacje przygotowani. Zdobyte przed wyjazdem informacje oraz doświadczenia z wcześniejszych podróży pozwoliły bez większego stresu pogodzić się ze stratą kolejnych dziesięciu dolarów. Obecna sytuacja w tym środkowoazjatyckim kraju tłumaczy wiele. Dziesięć lat po odzyskaniu niepodległości największym problemem jest bezrobocie. Oficjalne dane mówią o 5%, faktycznie bez pracy jest 30-40% ludności zawodowo czynnej. Pośpieszna prywatyzacja pozbawiła pracy kołchozowe wsie, większość nieefektywnych, państwowych przedsiębiorstw upadło. Ludzie, którzy jeszcze pracę mają, zarabiają pieniądze niewiele większe niż minimum socjalne. Ponad jedna trzecia mieszkańców żyje na granicy ubóstwa, a wszechogarniająca bieda widoczna jest na każdym kroku. Dlatego też każdy stara się dorobić jak tylko można. Policjanci również.

Mieszkający w Kazachstanie ludzie to przedstawiciele wielu różnych narodów. Ten kraj to prawdziwy etniczny tygiel. W czasach stalinowskich, ale także dużo wcześniej, jeszcze za cara, zsyłano w kazachski step niewygodnych dla władzy ludzi. Mieszkają więc tu: Polacy i Koreańczycy, Niemcy i Tatarzy, Ukraińcy i Cyganie, Białorusini i Czeczeńcy, Grecy i Kurdowie, Uzbecy i Ujgurzy. Ale przede wszystkim mieszkają tutaj wywodzący się z ludów koczowniczych Kazachowie, jak również Rosjanie.

Ponad połowa z siedemnastu milionów mieszkających tutaj ludzi to muzułmanie - sunnici, około sześciu milionów to wyznawcy prawosławia, dwieście tysięcy to katolicy i protestanci. Mimo takiego przemieszania narodów i religii, Kazachstan jawi się nieomal jako oaza spokoju i tolerancji w sercu Azji Centralnej. Większość muzułmanów i prawosławnych to ludzie właściwie niepraktykujący i słabo znający własną religię, co ułatwia im wzajemną tolerancję. Po upadku Związku Radzieckiego i uzyskaniu przez Kazachstan niepodległości w grudniu 1991 roku, powoli odradza się życie religijne, jak grzyby po deszczu powstają nowe meczety. Nawet w szerokim, pustym i zdawałoby się zupełnie nie zamieszkanym stepie.

Siedemnaście milionów mieszkańców mieszka na olbrzymiej przestrzeni prawie trzech milionów kilometrów kwadratowych. Pod względem powierzchni kraj ten zajmuje dziewiąte miejsce na świecie. Natomiast pod względem poziomu życia - jedno z ostatnich. Kazachstan posiada olbrzymi potencjał gospodarczy i bogate zasoby naturalne. Wydawałoby się, że powinien to być kraj dobrobytu. Nikt jednak nie potrafi obecnie wykorzystać tych atutów. Przez ostatnie dziesięć lat zabrakło prawdziwego gospodarza, a przyzwyczajenie do radzieckiej bylejakości i beznadziei wypleniło wszelką inicjatywę. Rosjanie nie czują się już tutaj „u siebie", a Kazachowie nie potrafią przejąć odpowiedzialności za swój kraj. Wzrastający kazachski nacjonalizm, spowodował, że przez ostatnie lata z kraju wyjechało prawie milion Rosjan i siedemset tysięcy Niemców. Nastroje nacjonalistyczne wśród Kazachów są zresztą naturalną reakcją po odzyskaniu niepodległości i wyzwoleniu się spod narzuconej władzy radzieckiej. Jednak masowe wyjazdy specjalistów, przedsiębiorców i naukowców innej narodowości niż kazachska odbijają się negatywnie na jakości funkcjonowania państwa.

Profesorzy - przewodnicy

Poznany przez nas Władimir Nikołajewicz Proskurin jest profesorem krajoznawstwa, autorem wielu książek m. in.: „Polacy w Kazachstanie" oraz „Żydzi w Kazachstanie". Do niedawna był również wykładowcą uniwersytetu w Ałma Acie. Obecnie zarabia jako przewodnik, oprowadzając weekendowe wycieczki po mieście i okolicach. Za całodzienną wycieczkę dostaje 2000 tenge (około 50 złotych). Profesor Proskurin to chodząca encyklopedia wiedzy o Ałma Acie, kolekcjoner starych fotografii tego miasta, konsultant i współautor wielu publikacji na temat „południowej stolicy". Niestety, profesor coraz częściej myśli o emigracji z całą rodziną do Niemiec.

Wiktoria Klokowa, właścicielka biura turystycznego Galaktika, zatrudnia również innych rosyjskich profesorów, którzy stracili pracę w kazachskich obecnie uczelniach. Pracują u niej m. in.: glacjolog, znawca okolicznych lodowców górskich - profesor Wilesow, sędziwy profesor Mariakowski, znawca motyli - profesor Żdankow i wielu innych. Oprowadzanie wycieczek jest dla nich obecnie jednym z podstawowych zajęć.

Ałma Ata

Spacerując z profesorem Proskurinem po przedmieściach Ałma Aty, zwróciliśmy uwagę na charakterystyczne blaszane płoty. Arkusze blachy to najtańszy materiał, często znajdowany na wysypiskach. Budowa blaszanego płotu jest więc bardzo popularna. Przedmieścia miasta to głównie drewniane domki, baraki i budki, spotkać też można domy budowane z samanu czyli cegły formowanej z gliny i słomy. Taka gliniana ściana w tutejszym gorącym, suchym powietrzu szybko pokrywa się drobnymi pęknięciami i przypomina spieczony żarem step. Latem upał, w zimie silne mrozy - w takim klimacie żaden budynek nie wytrzyma długo bez remontu. A na to pieniędzy nie ma. Ostatnio znajomy profesora chciał sprzedać taki domek za 1500 dolarów. Po paru miesiącach obniżył cenę do 500 dolarów, ale do tej pory nie znalazł jeszcze chętnego na kupno.

W centrum miasta straszą niedokończone, jeszcze rosyjskie inwestycje. Olbrzymie, budowane z typowo radzieckim rozmachem konstrukcje, zieją czarnymi dziurami okien. Przy Bulwarze Mendykułowa miał powstać wielki kompleks sportowy. Po odzyskaniu niepodległości zabrakło pieniędzy na dokończenie inwestycji. Takich miejsc w mieście jest więcej.

Nazwę Ałma Ata tłumaczy się jako Jabłoń Ojca. Rejon byłej stolicy znany był z owocowych sadów i pięknych jabłek już w 1854 roku, kiedy Rosjanie zakładali nadgraniczny fort wojskowy, który dał początek późniejszemu miastu. W ciągu ostatnich kilku lat większość sadów wycięto, a pozostałe zdziczały. To rezultat niechęci Kazachów do uprawy jabłek jako pozostałości po rosyjskiej dominacji w tym kraju.

Gospodarczy bałagan

Przykładów niegospodarności i ignorancji tak wśród Rosjan, jak i Kazachów znaleźć można więcej. Od razu przychodzi mi na myśl Kapczagaj. Miasto wybudowano, jeszcze w czasach radzieckich, na ruchomych piaskach, mimo, że po drugiej stronie rzeki Ili podłoże jest skaliste. Obok powstała zapora i olbrzymi zalew kapczagajski. Zniszczono przy okazji tysiącletnie kurhany i inne zabytki archeologiczne. Wyludnione obecnie miasto straszy popękanymi blokami mieszkalnymi i opuszczonymi zakładami przemysłowymi. Widok naprawdę księżycowy.

Inny przykład to sanatorium w dolinie Issyk. Wybudowano je, gdy odkryto w tym rejonie ciepłe źródła. Przy budowie drogi dojazdowej wysadzono w powietrze okoliczne skały, w rezultacie czego... źródła wyschły. Niedaleko, w mieście Issyk, w 1969 roku, odkryto w rozkopanym kurhanie tzw. złotego człowieka, czyli pochowanego cztery tysiące lat temu wojownika ubranego w złotą zbroję. Większość znalezisk z kurhanu rozkradziono, kurhan zrównano z ziemią przy budowie garażu, a złoty człowiek, przetransportowany do muzeum, został najnowszym symbolem Kazachstanu. Symbol ten przewieziono ostatnio z Ałma Aty do nowej stolicy - Astany.

Przeniesienie stolicy do leżącej w środku stepu Astany (wcześniejsze nazwy: Celinograd, Akmoła), jest zresztą jedną z bardziej kontrowersyjnych decyzji prezydenta Nursułtana Nazarbajewa. Budowa nowej stolicy pochłonęła już ponad miliard dolarów, co w tak biednym kraju jak Kazachstan jest sumą astronomiczną. Nie brak opinii, że na decyzję o przeniesieniu stolicy wpływ miały układy plemienno-klanowe w społeczeństwie kazachskim. Dzieli się ono bowiem na trzy grupy - żuzy, wywodzące się z różnych obszarów Kazachstanu. Prezydent Nazarbajew należy do żuzu średniego, który ma swe siedziby na północy.

W górach Zailijskiego Alatau

W czasie naszej kilkudniowej wycieczki w góry Zailijskiego Alatau spotkaliśmy kolejnego ciekawego człowieka. Sasza Czerniajew jest głównym sejsmologiem w stacji sejsmologicznej na przełęczy Dżusały-Kezań (3336 m n.p.m.). Na południe od Ałma Aty rozpoczynają się przedgórza Tien Szanu - jednego z najwyższych masywów górskich na świecie, ze szczytami sięgającymi siedmiu tysięcy metrów n.p.m. To tutaj leży słynny Chan Tengri (6995 m n.p.m.) oraz Pik Pobiedy (7439 m n.p.m.). Jest to jednocześnie region bardzo aktywny sejsmicznie. Przyrządy w stacji sejsmicznej na przełęczy Dżusały-Kezań w grzbiecie Zailijskiego Alatau rejestrują dziennie dwa, trzy małe, prawie niewyczuwalne trzęsienia ziemi. Średnio co tydzień zdarza się trochę większe trzęsienie, wyraźnie już odczuwalne.

Po zakończeniu parę lat temu wieloletnich prób z bronią atomową przeprowadzanych w sąsiedniej chińskiej prowincji Xinjiang, aktywność sejsmiczna znacznie się zmniejszyła. Sasza w czasie tygodniowego dyżuru na przełęczy jest kompletnie sam. Jedynymi jego towarzyszami są portrety Breżniewa i Wysockiego. Nasza niespodziewana wizyta bardzo go ucieszyła. Do późna w nocy siedzieliśmy przy herbatce i rozmawialiśmy o Rosjanach i Kazachach, o kwitnącym stepie i dzikiej przyrodzie Tien Szanu, o codziennych problemach mieszkających w Kazachstanie ludzi.

Turkiestan

Szeroki step i wielbłądy oglądaliśmy w trakcie naszych kolejnych wycieczek. Pierwsza z nich to wycieczka do Turkiestanu. Celem naszym było mauzoleum proroka Ahmeda Yasawi. Kompleks architektoniczny, mauzoleum, meczet, łaźnie oraz fragment średniowiecznego miasta otrzymały ostatnio duże dofinansowanie z UNESCO. Renowacja trwa i kompleks miejscami wygląda już jak nowy. Nad miastem pięć razy dziennie roznosi się charakterystyczne zawodzenie mułły. Monotonny, zawodzący śpiew wzywa muzułmanów na modlitwę. W niedalekiej czajchanie zatrzymaliśmy się na obiad i piwo. Mieliśmy też wątpliwą przyjemność skosztować napoju o nazwie szubat. Jest to po prostu wielbłądzie mleko. Wokół azjatycki tłum, dźwięk klaksonów, setki rozklekotanych samochodów. Pięćset metrów od zabytkowego kompleksu Ahmeda Yasawi nie ma już atmosfery zadumy i modlitwy. Rozmawialiśmy z naszą przewodniczką Elmirą i kierowcą, Uzbekiem pochodzącym właśnie z Turkiestanu.

- Aha... Polsza. Eto niedojezżaja do Giermanii - kierowca pokiwał ze zrozumieniem głową, na wiadomość, że jesteśmy z Polski

Następnym tematem rozmowy były oczywiście kłopoty mieszkańców Kazachstanu.

Kazachski step i bawełna

Wracając do Czimkentu przejechaliśmy sto dwadzieścia kilometrów przez step równy jak stół. Otaczały nas tylko wyschnięte, pożółkłe trawy. Droga była poprowadzona jak po linijce - wstęga asfaltu wiodąca w bezkres. W okolicy Czimkentu zatrzymaliśmy się przy polu bawełny. Aż po horyzont widać było karłowate krzaczki z pękającymi kokonami i rozwiewaną wiatrem bawełnianą watą. W upale sięgającym czterdziestu pięciu stopni krzątały się kobiety ubrane w tradycyjne, kolorowe suknie i białe chustki na głowach. Każda z nich w ciągu dziesięciu, dwunastu godzin katorżniczej pracy jest w stanie zebrać około tysiąca kilogramów bawełny. Za jeden kilogram dostają w skupie 4 tenge (11 groszy).

Wycieczki na pożegnanie

Kolejnymi miejscami, które odwiedziliśmy były ryty naskalne w dolinie rzeki Ili oraz kanion rzeki Czaryń. Ryty powstały około sześćset lat temu na skałach nieopodal malowniczego przełomu rzeki Ili. Są to głównie motywy buddyjskie, stworzone przez ludy pochodzenia chińskiego, migrujące w tym rejonie we wczesnym średniowieczu. Obecnie kazachska młodzież urządza sobie tutaj strzelnicę, niektóre z rytów są już kompletnie zniszczone. Profesor Proskurin powiadomił o tym odpowiednie władze i prasę, ale niestety nikogo to nie zainteresowało.

Z kolei kanion rzeki Czaryń położony jest około 200 km od Ałma Aty. W suchym, stepowym klimacie, w rozgrzanym od słońca falującym powietrzu, ściany kanionu przyjmują nieziemski, czerwonawy kolor. Zbudowane ze zlepieńców i piaskowców, fantazyjne formy skał i głazów robią niesamowite wrażanie. Kazachowie, oczywiście trochę na wyrost, porównują ten region z Wielkim Kanionem Kolorado. Stromym, osypującym się i pylistym żlebem wydostaliśmy się znowu na szeroki, lekko pofałdowany w tym miejscu step. Na horyzoncie pięknie lśniły pokryte lodowcami szczyty Centralnego Tien Szanu. Przestrzeń, bezkres, wolność... I tylko żal, że to już jutro trzeba wracać do Warszawy.