spisał: Butold

Jak zostałem Wężem? Kiedy to było... Luty - marzec 80 roku. Piotrek pracował wtedy w Oddziale - urzędnik Zaremba miał tam swoje biurko, a po drugiej stronie pokoju drugie urzędnik Piotr Maciejko (Almatur). Dziadka zresztą łatwiej było spotkać w Harendzie niż w pracy. Pewnego dnia przyszedłem do Piotra z jakimś tam interesem, a on właśnie w drugim pokoju z BBJ-em coś planował. Jakoś im nic nie wychodziło i kiedy wszedłem Piotr rzucił: "O, znowu przyszedł mnie męczyć ten wąż Ogłoblin!". Wtedy przeszło to bez echa. Ale na Wielkanoc pojechałem w Tatry Zachodnie z BBJ-em i on sobie o tym przypomniał, spodobało mu sie i zaczął mnie tak nazywać...

* * *

Na pierwszej mojej wycieczce kursowej zostałem poproszony przez Węża o posłodzenie mu "herbaty". Wiedziałem oczywiście na czym polega "wężówka" i jak należy wsypałem 5 łyżek cukru, dumny zaniosłem "herbatę" Wężowi. Ledwo odwróciłem się usłyszałem "Rapsondku posłódź mi herbatę, Butold mi cukru żałuje!"

Wąż zawsze był bardzo wybredny jeśli chodzi o jedzenie, przynajmniej od czasu kiedy Gawlas na przejściu zrobił mu pierogi z jagodami, toteż nie raz dopiekł na tym tle kursantom. Nie dziw, że kiedyś w ramach zemsty podłożono mu na kanapkę otwieracz do konserw. Ktoś podał kanapkę i wszyscy z zaciekawieniem czekali na efekty. Wąż podziękował, ugryzł kawałek, powiedział coś, potem zjadł drugi kęs, potem trzeci, czwarty, wreszcie całą kanapkę... Kursanci zamarli z przerażenia... Spryciula, wyczuł otwieracz i schował go pod językiem.