Abisko i Sarek uchodzą za najdziksze góry w Europie, leżą kilkadziesiąt kilometrów od Morza Północnego niedaleko Narwiku. Jechaliśmy tam z nadzieją znalezienia syberyjskiej głuszy, bez konieczności spędzenia kilku dni w "plackarcie". Przywitał nas tłumek szwedzkich turystów wałęsających się na lekko po schroniskach, góry przypominające Beskidy, choć trochę wyższe, łyse i miejscami skute lodowcem, stada reniferów, deszcz, zimno i wiatr, który tam nigdy nie przestaje wiać. Dzięki pogodzie było nam rześko, nie zużyliśmy ani grama kremu UV, deszcz nas mył, wiatr suszył a temperatura chroniła przed komarami, pleśnią i moralnym zepsuciem. Mieliśmy żarcia na trzy tygodnie, ale wywiało nas z gór po siedemnastu dniach i autostopem pognaliśmy na południe do Sztokholmu. A dalej promem przez Bałtyk.

Było nas siedmioro, w tym trzech klubowiczów: Paweł Krzyszkowski, Adam Zieliński i Staszek Białynicki. Brakowało nam na wyprawie pieniędzy i prawdziwie dzikich ostępów, ale bawiliśmy się świetnie.