W dniu 29.11.1996 r. w sali Osiedlowego Klubu Kultury "Imielin" (ul. Dereniowa 6) odbyła się impreza z okazji XX-lecia naszego szanownego klubu. Mimo drobnych niedociągnięć organizacyjnych (opóźniona dostawa sprzętu grającego i napojów pienistych) imprezę można uznać za udaną. Klubowe balety na porysowanym parkiecie wywijało szacowne grono prastarych dinozaurów (tych, których już prawie nikt, oprócz Dziadka, nie pamięta, tzn. pokolenie założycieli); w piwnym kąciku skupiły się dinozaury-jeszcze-prawie-młode, czyli pokolenie trzydziestolatków; pomiędzy przemykała się młodzież, rozglądając się nerwowo wokoło. Co raz rozlegały się zadawane przenikliwym szeptem pytania: "Słuchaj, słuchaj, a ten siwy to kto to?", "A ta pani w czerwonym kapelusiku to kto?" Najmłodsze pokolenie, czyli dzieciaki pokolenia najstarszego, pałętały się między nogami i wrzeszczały straszliwie.

Część oficjalną rozpoczął kol. Dziadek dając wyraz w swym przemówieniu coraz większym lukom występującym w jego pamięci. (Pozostali dwaj członkowie-założyciele głośno usiłowali przeforsować swoją wersję wydarzeń, co zresztą udało im się tylko częściowo - Dziadek swojej wersji bronił jak niepodległości). Międzypokoleniowa zabawa zaczęła się od słynnego "ambasadora" - oficjalnej gry klubowej polegającej głównie na pokazywaniu. Część towarzystwa wolała się w tym czasie przemieścić w kierunku suto zastawionego stołu (ach, te śledziki, te śledziki...) i zapychając się sałatkami i wszelakim innym dobrem konwersować sobie cichutko w kąciku.

Warte odnotowania są także plakaty i karykatury znanych postaci klubowych wykonane przez koleżankę Ciotkę przy wydatnej pomocy innych koleżanek. Szczęśliwie nie wszyscy zdołali rzeczone plakaty obejrzeć.

Około godziny dwudziestej trzeciej towarzystwo powoli zaczęło się rozchodzić. Wtedy właśnie w prawie pustej już sali rozegrano krótki mecz przy pomocy plastikowej butelki po coli. Jednocześnie wspieraliśmy moralnie, uwieńczone w końcu sukcesem, próby wcelowania śledzikiem do kosza. Impreza zakończyła się koło północy wielkim sprzątaniem i przymusowym myciem podłogi.

Pomysł urządzenia XX-lecia w Warszawie (a nie jak większość poprzednich "leć" w Toporze, czy innej wynajętej chatce daleko w lasach), aczkolwiek kontrowersyjny należy jednak uznać za trafiony. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu frekwencja dopisała i mieliśmy okazję spotkać się z niektórymi prastarymi klubowiczami pierwszy raz od wielu, wielu lat.