Pomysł na wyjazd w bułgarskie góry zrodził się jakieś półtora roku temu, podczas jednej z moich niezliczonych sesji nad mapami. Są to najwyższe góry europejskie między Alpami i Kaukazem, w kraju, który kojarzył się głównie z czarnomorskimi plażami i dla niektórych z niezgorszym winkiem. Informacji jednak niewiele, oprócz lakonicznych wzmianek w Internecie. Poza tym Bułgaria w tamtym czasie wydawała mi się krajem odległym i dość dzikim. Zmieniło się to w poprzednie wakacje, gdy w czasie pierwszej swojej „prawdziwej" wyprawy zwiedziłem z siostrą Rumunię, Bułgarię i Turcję (Stambuł). Wracając przesiadaliśmy się w Sofii. Kupiłem tam mapę pasma Riła, ale na wypad w góry nie starczyło nam czasu.

Jednak szlaki zostały przetarte. Bułgaria stała się krajem bliskim i bezpiecznym, dojazd był znany, no i co ważne, miałem bardzo dokładne mapy (1:55000). W ciągu roku dokładnie je przestudiowałem, powyznaczałem różne warianty tras i czekałem na wakacje. Wydawało się, że nic nie wyjdzie z wędrówki po tych górach, a jednak. Z moimi znajomymi zaplanowaliśmy wyjazd do Turcji, Syrii i Jordanii. Oni jednak zdecydowani byli lecieć do Stambułu samolotem. Ja bez cienia wątpliwości trwałem przy pomyśle wypróbowanego dojazdu pociągami, który choć dłuższy, jest nieporównywalnie tańszy i ciekawszy oraz pozwala na zobaczenie czegoś po drodze. Tym czymś były góry Riła.