Nie tylko z okazji niedawnych świąt (patrz tytuł), przyszło mi do głowy podzielić się z Wami kilkoma uwagami ogólnymi. Wyobraźcie sobie, drogie dziatki, że nagle po ładnych paru latach intensywnej działalności, wielu fajnych wyjazdach i ekspedycjach tj. JETKE (jak ktoś nie wie co to znaczy to mogę wyjaśnić), nagle przychodzi taki smutny czas, gdy się niestety starzejemy. Oczywiście jest to drobna przenośnia, bo wcale nie chodzi mi o taką prawdziwą starość. Do niej szczęśliwie jeszcze trochę zostało. Chodzi mi mianowicie o taki przykry punkt w życiorysie, kiedy to nagle, zupełnie przypadkiem, kończymy studia i stajemy przed koniecznością rozpoczęcia jakiejś pracy (jeśli ją znajdziemy).

I nagle zamiast starych dżinsów i śmierdzącego ogniskiem polarna, okoliczności wciskają nas w jakiś obrzydliwy garnitur, lub (jeśli los jest dla nas szczęśliwszy) w marynarę. Do tego krawat i czarne, wypastowane do połysku półbuty. A zamiast miejskiego plecaczka - czarny neseser.

No cóż, jest to zmiana dość znacząca i właśnie w tym punkcie większość z nas kończy swą karierę górską i rozpoczyna normalną, szarą przepychankę od jednej wypłaty do drugiej. Spójrzcie wokół siebie, wszyscy znamy takie przykłady; o górach powoli zaczyna się już tylko rozmawiać, a potem już tylko wspominać i oglądać slajdy. A jeszcze później slajdy blakną, obraz się rozmywa i to już koniec. Niektórym się po prostu nie chce, innym wprost przeciwnie, chce się bardzo, tylko nie mają czasu. Cały czas tylko ta praca i praca. Nie ma już czegoś takiego jak wakacje, teraz nazywa się to urlop i jest on przeraźliwie krótki. Trzeba liczyć każdy wolny dzień i jeśli tylko wystarcza sił, pakujemy stary plecak i... w góry!!! Albo w skałki, lub jaskinie, byle tylko dalej od miasta.

A sił coraz mniej, przecież w końcu się starzejemy. i ochoty też coraz mniej. Przychodzi na przykład taki długo oczekiwany wyjazd, plecak już spakowany, stoi w przedpokoju, a nas ogarnia zwątpienie. Może by tak nie jechać? I coraz częściej zwątpienie wygrywa. W ten sposób odpadają kolejni, przechodzą na te stronę, gdzie już tylko pozostaje wykrzyknąć "Ciepłe pantofle, fotel, telewizor... Maryśka, przecież ja jestem symbolem mieszczaństwa!" (Mleczko, album czarny, str. 86).

I wtedy zostają już tylko takie chlubne jednostki jak na przykład, (...za przeproszeniem) niektórzy kolejarze lub psycholodzy; jednostki, które pomimo upływu lat jeżdżą jeszcze czasami w góry. Ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę.

Tak się, cholera, zamyśliłem. No dobrze, to w końcu moja sprawa, ale dlaczego truję Wam głowę i zanudzam? Może dlatego, że dopiero teraz widać ile czasu marnowało się na studiach. Przecież można było zacząć jeździć w Tatry te dwa, trzy lata wcześniej, można było pojechać na Kaukaz jeszcze ten piąty i szósty raz... Można było. Wtedy było tyle wolnego czasu. I człowiek był trochę młodszy. W każdym razie pamiętajcie, studenciki, jeszcze trochę i dobre czasy się skończą.