czyli o tym, że jednak coś się zmieniło 


Czas mija, ostatnio poszedłem na imprezę do młodszego ode mnie o sześć lat kumpla i ku mojemu zaskoczeniu wszyscy zaczęli mi mówić per "pan". A mam dopiero (tak, dopiero, choć dla niektórych z was pewnie jestem STARY) 37 lat, a że jestem siwy i łysy... Komu to przeszkadza?! Skłoniło mnie to jednak do konstatacji, że coś się jednak zmieniło. I gdy Prezes poprosił mnie o tekst do Biuletynu, pomyślałem sobie: "Pewnie niektórzy myślą, że jest jak było, ale jednak więcej się zmieniło niż się komukolwiek wydaje". 

1985 rok

Wykład na kursie. Zaczyna się przerwa. Wąż (jeśli ktoś nie wie kto to jest, to niech się nie przyznaje, znajdzie Kronikę lub stare Biuletyny i poczyta!) ogłasza coś o wycieczce kursowej. Siedzimy z kumplem w ostatniej ławce, zapalamy papierosy w sali wykładowej. Nikogo to nie dziwi - przecież jest przerwa. 

Morał
Palacze są dzisiaj bliżej kibla. Miejmy nadzieję, że niedługo będą jeszcze bliżej. 

1986 rok

Przejście wiosenne. Niejaki Sułek jest prowadzącym. W ramach porannych zabaw dziewczyny robią mu kucyka, takiego sterczącego na czubku głowy. Parę godzin później trafiamy do sklepu (cywilizacja!!!) i jak to ludzie wygłodniali rzucamy się na ser żółty i oranżadę. Zachowujemy się głośno, nie do końca poprawnie. Sklepowa zwraca nam uwagę - i tu włącza się Sułek, mówiąc do sklepowej poważnym tonem: "Jestem człowiekiem poważnym i zaraz uciszę moja grupę". Uciszył.... panią sklepową. Trzeba było widzieć jej minę, jak również minę Sułka, gdy wyszedł ze sklepu i zdał sobie sprawę z tego jak wygląda. 

Morał
Kiedyś atrybuty typu gumki do włosów, kolczyki, kucyki itp. mogły służyć rozpoznawaniu płci. Dziś już not anymore. 

1987 rok

Prowadzę swój pierwszy obóz. Na zaświadczenie z PTTK załatwiam w Ustrzykach Dolnych górę puszek z mielonką. To jeden z większych moich sukcesów kwatermistrzowskich. 

Morał 
Kiedyś do zdobycia pożywienia potrzebne były papierki, dziś też. Kiedyś wystarczały takie z dużą liczbą stempli, dziś wystarczą po prostu tzw. bilety NBP. Sam nie wiem co trudniejsze... 

1988 rok

Rzadkość - jedziemy za granicę! Do... Rumunii. Jedna z najpiękniejszych moich wypraw górskich. Sześć pań, sześciu panów. Pasmo Lotru - dzikie i wspaniałe. Wieczorem Poziom wygania z krzaków niedźwiedzia, rano oglądamy jego ślady... Przez cztery dni jedynymi ludźmi, których spotykamy to pasterze, wyglądający jak... większe barany - byli bowiem ubrani w skóry. Ten akapit mógłby być baaaardzo długi, ale nie o to chodzi. 

Morał 
Alpy i Himalaje wiele się już nie zmienią. Karpaty w Rumunii - zapewne tak. Dokąd jechać? Wybór należy do was. 

1989 rok

Czas historycznych zmian. Jedziemy najpierw do Rumunii. Coś nam strzeliło do głowy, aby iść szlakiem granicznym z Ukrainą (wtedy - ZSRR). Po kwadransie stoimy otoczeni przez wojsko. Kapitan jest łaskawy (ma czapkę - to ważne!), stwierdza: "Wy na szpionów niepachorzi" i każe nam po prostu spadać na stronę rumuńską. Tu, gdzie stoimy. Nie ma przebacz, haszczujemy jak cholera. 
Potem jedziemy na Ukrainę. W Kwasach (historyczne miejsce!) obóz się dzieli. Coś ponownie strzeliło nam do głowy, moja grupa decyduje się wjechać w zakazaną strefę wojskową. Później ktoś zabiera nam paszporty, ostatecznie kończymy odprowadzeni pod kałaszami do dowódcy lokalnej jednostki. Nie ma czapki, jest łysy. Dopiero po kilku minutach zdaję sobie sprawę z tego, że to ten sam kapitan, co nas przeganiał z grani. Ma wybitnie nieradziecki poziom tolerancji dla naszych wybryków. Prawie go przekonaliśmy, żeby nas puścił na Popa Iwana poprzez tereny wojskowej strefy! Ostatecznie wyjeżdżamy z zony autobusem, tak jak wjechaliśmy. W ten sposób spełniło się moje ówczesne powiedzenie: "Mogą nas wsadzić do pierdla albo skoczyć na pukiel; a ponieważ do pierdla nas nie wsadzą, bo nie ma za co, to nam skoczą i już". 

Morał
To uż se ne wrati, ale powyższe powiedzenie można obecnie stosować nawet w szerszym zakresie niż wtedy. 

1990 rok

Już można zauważyć, że "świat się kurczy". Jedziemy na Kaukaz. Samolot, lista uczestników, bilety. Jeden z biletów na nazwisko Dzierżyńskaja. Aż dziwne, że nie przygotowali salonki... Nieźle by się zdziwili, bo na bilet Danki (Derczyńskiej zresztą) poleciał kolega Tomasz. 

Morał
Z biegiem czasu coraz mniejsze znaczenie ma pochodzenie. Wasz los w waszych rękach! 

1991 rok

Świat maleje w dalszym ciągu. Jedziemy w Alpy, ale bez sukcesów wspinaczkowych. Chcę jechać na Elbrus, ale... szef nie pozwala mi wziąć urlopu. 

Morał
Już w 1991 roku pojawiły się elementy dzisiejszej rzeczywistości, które wciąż pozostają niezmienne. 

1992 rok

Już grudzień. Od dwóch lat pracuję w banku. Do klubu przychodzę w garniturze, jako jedyny pod krawatem. Wszyscy się ze mnie śmieją. 
Walne. Nietypowe, bo nie wiadomo kto ma zostać Prezesem. Siedzę, oglądam zdjęcia, a Dziadek Zaremba poci się, ponieważ zbliżają się wybory. Zaprasza do zgłaszania kandydatów, ale nie ma chętnych. Rzucam całkiem dla żartu, od niechcenia: "Możecie mnie wybrać". 

Morał
Siła słowa bywa ogromna, nawet tego wypowiedzianego żartem 

Morał II 
Nie wiem jak jest teraz, ale w "starych czasach" wybory w Klubie przypominały wybory I Sekretarza KC. Może się więc od was dowiem, czy tu też się zmieniło??? 

1993 rok i następne

Coraz rzadziej w Klubie, w górach... Czas mija niepostrzeżenie, gnany wirusem codzienności. Pojawiają się inne Bardzo Ważne Osoby i Sprawy: żona, dom, dzieci (kolejność chronologiczna). Stare obrazy z rzadka przychodzą do głowy, gitara miesiącami kurzy się na szafie. Ale czasem wieczorami jednak coś wraca - nawet jeśli jest to tylko nadzieja, że może gdzieś, kiedyś... 
Świat wciąż maleje, czasem widzę go z business class w samolocie - wtedy, gdy lecę gdzieś z laptopem, a czasem z fotela samochodu, gdy za głową słychać głosy dzieciaków, radio gra: "Jadą, jadą misie, śmieją im się pysie", a za autem toczy się przyczepa. Jest inaczej, ale bynajmniej nie znaczy to, że nie jest fajnie. 

Morał
Na górach świat i życie się nie kończą. Dla niektórych wręcz zaczynają. Żonę poznałem w Klubie... 

2002 rok

Jesień. Moje dzieci zdobyły grań Klimczoka (po długim i forsownym marszu od kolejki na Szyndzielnię), w trudnych warunkach pogodowych (słońce czasem zachodziło za chmury). Po noclegu w ekstremalnych warunkach (basen przy schronisku był już nieczynny) dokonaliśmy zejścia granią południową do Bystrej. 

Morał
Ocena wielu spraw w życiu zależy od perspektywy. 

2002 rok

W sierpniu pojadę w Alpy, po dziewięciu latach przerwy. 

Morał
Jeszcze nie czas na morał.