Marcin Szymczak

Ałtaj - wspomnienie z podróży


Ostre, poszarpane szczyty Ałtaju Rosyjskiego rysowały się na horyzoncie. Nie dane nam jednak było podziwiać ich uroku, gdyż pokonywanie stoku wymagało nie lada wysiłku. Do podstawy ściany pozostało jeszcze około siedemdziesiąt, metrów prawie pionowego lodu. Tam w dole, na prawie płaskiej powierzchni lodowca Mensu planowaliśmy rozbić nasze namioty. Lodowiec, jeden z największych w całym Ałtaju, z tej wysokości wyglądał rzeczywiście imponująco. Tu w rosyjskiej części tych gór jest ich kilkaset. Największe, jak na przykład Mensu lub Berelski dochodzą swą długością do kilkunastu kilometrów.


* * *
"Zaledwie" trzy i pół doby jedzie pociąg z Warszawy do Nowosybirska - stolicy Syberii i choć wydawać by się mogło, że jest to bardzo długo, to jednak "życie pociągowe" płynie całkiem szybko. Za oknem wszystko wygląda jak w kalejdoskopie. Zupełnie równinne tereny Białorusi i europejskiej części Rosji, nagle zmieniają się w pagórkowaty Ural. Co chwila, gdzieś daleko na horyzoncie lub całkiem blisko, pojawiają się złocone kopuły cerkwi. Wreszcie, po dwóch dobach podróży, wkraczamy na tereny Syberii. Brzozowe lasy tajgi, o których wcześniej tylko czytaliśmy, otaczają nas z każdej strony.


* * *
Aby znaleźć "niebiański" Ałtaj na mapie Azji trzeba skupić swój wzrok na samym jej środku. To właśnie tu, na granicy czterech państw: Rosji, Kazachstanu, Mongolii i Chin. Dotarcie tam, to jednak trochę większy problem. Cztery doby w pociągu, potem sześćset kilometrów bezdrożami Kraju Ałtajskiego i prawie cztery kolejne dni z ciężkim plecakiem spędzone na dojściu pod północne urwisko najwyższego szczytu - Biełuchy.


* * *
Nasza dziesięcioosobowa ekspedycja wystartowała z niewielkiej wioski Tjungur, położonej na wysokości zaledwie ośmiuset metrów. Przed nami blisko kilkanaście dni na "końcu świata" i ponad trzy i pół tysiąca metrów różnicy poziomów. Dźwigając prawie czterdziestokilogramowe plecaki, obciążone do granic wytrzymałości sprzętem wspinaczkowym i jedzeniem pniemy się do góry wzdłuż doliny Ak-kem. Na horyzoncie pojawiają się pierwsze ośnieżone szczyty tzw. "Katuńskiej Podkowy". Podchodzimy główną doliną pod najwyższą Biełuchę, która z tej strony wygląda najbardziej imponująco. Dwuipółkilometrowe pionowe urwisko północnej ściany zaliczane jest do największych trudności wspinaczkowych w całej Rosji. Nie tylko z powodu swojej wysokości, ale ogromnych, kilkudziesięciometrowych nawisów śnieżnych pod szczytem.


* * *
W namiocie zrobiło się niemiłosiernie gorąco. Po wczorajszym załamaniu pogody i dużym mrozie w nocy nikt by się nawet nie spodziewał, iż poranek będzie aż tak pogodny. Powoli rozsunąłem zalodzony suwak namiotu Takiego widoku nie zapomina się do końca życia. Północna ściana Biełuchy błyszczy niczym ze srebra we wschodzącym słońcu. Na niebie nie widać ani jednej chmurki. Zapowiada się wspaniały dzień. Nawet przez chwilę nie przechodzi mi przez myśl, iż popołudnie okaże się tak diametralnie inne.
Powoli osiągamy przełęcz Titowa. Ostatnie czterdzieści metrów jest najtrudniejsze. Wolno, noga za nogą, z ogromnym plecakiem, żlebem, który wydaje się nie mieć końca. Cóż wysokość robi swoje. Po biwaku na wysokości trzech tysięcy metrów znacznie podnieśliśmy się ponad lodowiec Ak-kem. Widoki zapierają dech w piersiach. Majestatyczna, oświetlona ostatnimi promieniami słońca, Biełucha wznosi się tuż obok. Za nią "morze" gór, aż po horyzont. Te najdalsze to już Mongolia i Chiny.
Nagle czuję ostre szarpnięcie liny i widzę kątem oka znikającą postać Wojtka. Przecież tu, na siedemdziesięciostopniowym, lodowy stoku nie jestem w stanie go utrzymać. Te krótkie chwile zdają się nie mieć końca. Pole widzenia ogranicza mi na dodatek załom stoku tuż przy szczelinie brzeżnej lodowca Mensu. Rozumiem po chwili, że przyjaciel znalazł się na wąskiej krawędzi życia i śmierci.
Zmrok zapada coraz szybciej. Na policzkach czuć pierwsze płatki śniegu. Wzmaga się porywisty wiatr. Co chwila w oddali słychać huk lawin. To będzie ciężka noc. Tu na wysokości przeszło trzech tysięcy metrów w środkowym Ałtaju, gdzie do najbliższej wioski jest cztery-pięć dni drogi, wszystko może się zdarzyć. O ile noc upłynęła w miarę spokojnie, o tyle poranek wita nas świeżym śniegiem, który spadł w nocy i przykrył widoczne wczoraj szczeliny lodowca. Dzisiejszy dzień będziemy mieli długo w pamięci.


* * *
Ałtaj to jedno z wielu pasm górskich Azji. I choć nie może z niektórymi konkurować pod względem wysokości, gdyż najwyższe przewyższają go o dobre cztery tysiące metrów, to jednak wydaje się mieć swój jedyny i niepowtarzalny urok. Wielkie ścianowe lodowce schodzą tu wprost w zarośla karłowatej limby i modrzewia. Gęsta i nieprzebyta tajga za swą górną granicę występowania obrała w dużej mierze czoło lodowców. To właśnie roślinność jest tu najbardziej zachwycająca. Góry te, ciągnące się na przestrzeni setek kilometrów są częścią wielkiego systemu górskiego Azji południowej i wschodniej. Poczynając od najwyższych Himalajów poprzez Pamir, Tien Szan i kończąc na najbardziej odległych Górach Kołymskich w pobliżu cieśniny Beringa. System ten to strefa niegdyś bardzo aktywna. To tu, podczas dawnych fałdowań wydźwignął się Ałtaj. Góry stare, lecz o znacznie odmłodzonej rzeźbie podczas ostatniego zlodowacenia. Wielkie lodowce formowały krajobraz Ałtaju przez tysiące lat. Obecnie jest ich kilkaset, a swą powierzchnią prawie dwukrotnie przewyższają wielkość naszych rodzimych Tatr. To właśnie działalności lodowców zawdzięczamy obecny wygląd krajobrazu, którego głównym składnikiem są ostre, poszarpane szczyty i głębokie doliny o bardzo stromych zboczach. Niestety w ostatnim okresie można zauważyć regresję lodowców, a w niektórych miejscach nawet i zanik. Piękno gór, ich majestat i niedostępność skłoniły nas do zorganizowania wyprawy właśnie w tym rejonie.


* * *
Mgła ogranicza widoczność do zaledwie kilku metrów. Z mapą w ręku próbuję odczytać gdzie się aktualnie znajdujemy. Pomyłka o kilka metrów może oznaczać dla nas wielkie kłopoty. W jednej chwili chmury rozeszły się na tyle, iż widzę daleko w dole przełęcz Drużba, miejsce dogodne do przekroczenia skalnego grzbietu, który oddzielał nas od doliny Ak-kem. Znajdujemy się kilkaset metrów powyżej na bardzo stromym skalnym żebrze, z jednej strony mając ogromne nawisy śnieżne, a z drugiej, znacznie poniżej, spękaną powierzchnię lodowca. Nagle...


* * *
Tu urywa się opowieść o zmaganiach z ałtajską przyrodą. Uczestnicy po zdobyciu Biełuchy i kilku ważniejszych szczytów w Katuńskiej Podkowie dotarli z powrotem w dolinę rzeki Katuń. Po uzupełnieniu zapasów żywności udali się dalej na wschód Rosji, tym razem nad Bajkał i w dziewicze góry Chamar-Daban. Ale to już zupełnie inna historia...