Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Prawdopodobnie nie ma tematu, którego nie da się tutaj poruszyć.
Lech
Posty: 11
Rejestracja: 2007-04-23, 12:51
Kontakt:

Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: Lech »

W nrze 12 (180) Informatora Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego "Co słychać?" ukazał się artykuł poświęcony absurdalności przepisów odnośnie przewodnictwa turystycznego. Na końcu tego artykułu jest również komentarz Redakcji. Oto fragment tego komentarza:
W Polsce tworzy się chore prawo, które rzekomo ma sprawy porządkować, ale je komplikuje. Zabija się w ten sposób swobodną turystykę, którą dało się uprawiać nawet za czasów głębokiej komuny. Dzisiaj Karol Wojtyła prowadzący grupy młodzieżowe w góry byłby przez takie prawo uznany za przestępcę! Wszak chodzili sami, bez przewodników...
Tym razem dość gadania i utyskiwania, trzeba wziąć się do roboty.
Rusza akcja wolne przewodnictwo na blogu => http://wolneprzewodnictwo.blog.pl

Moment na rozwinięcie tej akcji jest sprzyjający, bo krytyka państwowego monopolu na przewodnictwo się nasila, a poza tym Parlament Europejski też naciska na nasze władze, aby dostosowały przepisy turystyczne do standardów unijnych. Bardzo ciekawa jest wypowiedź na blogu Łukasza Warzechy, komentatora dziennika "Fakt." Patrz niżej:
Przewodnicy i paranoiczny paternalizm

Nie sądziłem, że w nudnawych, niedzielnych świątecznych „Wiadomościach" TVP jakiś materiał mnie poruszy. A jednak: był to reportaż o akcji kontrolowania nielegalnych przewodników turystycznych. Zrobiony zresztą w tonie banalnej, świątecznej opowiastki - autor kompletnie nie wyczuł, że porusza sprawę arcyważną.

Dla każdego człowieka, wierzącego w swój zdrowy rozsądek, brzmi to oczywiście idiotycznie, więc na wszelki wypadek wyjaśniam. W niektórych miastach w Polsce przewodnicy turystyczni muszą mieć licencje. Nie wiem dokładnie, jaki przepis to reguluje (zapewne jakieś ministerialne rozporządzenie), ale tak jest. Jeżeli ktoś wciela się w rolę przewodnika, nie mając takiej licencji, to może zostać ukarany mandatem.

Materiał zaczynał się od scenki, gdy strażnicy miejscy w Krakowie karzą mandatem jakiegoś włoskiego nauczyciela, który swoim uczniom powiedział parę zdań o mieście. Zastanawiam się, czy gdybym szedł po krakowskim rynku, opowiadając np. dwojgu przyjaciół to, co wiem choćby o Sukiennicach, to także mógłbym zostać ukarany mandatem. Być może warunkiem ukarania jest pobieranie za tę usługę zapłaty, ale - jak wyjaśnili w materiale oburzeni licencjonowani przewodnicy - ta zapłata to czasem po prostu obiad. Zatem gdybym opowiedział moim przyjaciołom o Sukiennicach (nie daj Boże myląc jakąś datę), a oni następnie zaprosiliby mnie do restauracji, to wówczas już na pewno straż miejska mogłaby mi wlepić mandat.

W reportażu pojawili się oczywiście przewodnicy z licencjami, którzy oznajmili, że ci bez licencji psują opinię ich zawodowi, gadają bzdury o historii i mylą fakty oraz po prostu zabierają miejsca pracy. „Przecież do wykonywania zawodu lekarza też jest potrzebne uprawnienie" - wywodził jeden z licencjonowanych. Najwyraźniej nie dostrzegł subtelnej różnicy, polegającej na tym, że lekarz nie znający się na rzeczy może pacjenta zabić (znający się zresztą także), a przewodnik raczej nie.

Wszystko to byłoby bardzo zabawnym klimatem rodem z Monty Pythona, gdyby nie to, że to jest naprawdę i na serio.

Zastanawiałem się kiedyś, czy państwo powinno wydzielać tak restrykcyjnie koncesje na osobowy transport samochodowy (a przypominam, że system licencji i koncesji, zwłaszcza opartych na uznaniowych kryteriach, to jedno z najpoważniejszych źródeł korupcji). Uzasadnienie jest oczywiście takie, że jeśli firma chciałaby wozić ludzi starymi autobusami, to nie zapewni im bezpieczeństwa. Ale za to zapewni im tańsze bilety - i wtedy to jest wybór podróżujących: albo jadą droższym, ale bezpieczniejszym autobusem, albo tańszym, ale ryzykownym. To może jest jednak wątpliwy przykład, bo przecież wadliwy autobus może wyrządzić szkodę nie tylko tym, co w nim jadą.

Ale przesunięcie zasady koncesjonowania i licencjonowania na dziedziny takie jak przewodnicy turystyczni to przykład paternalizmu państwa posuniętego do absurdu. I dedykuję go wszystkim tym, którzy się oburzają na apele, żeby rolę państwa ograniczyć.

Jeśli raz przyjmie się bez zastrzeżeń sposób myślenia, że państwo musi zadbać o obywatela, bo on sam o siebie zadbać nie potrafi (np. musi mu wskazać, z usług których przewodników może, a z których nie wolno mu korzystać), to będziemy mieli do czynienia z sytuacją tzw. slippery slope - zabraknie argumentu, dlaczego tego myślenia nie poszerzać na kolejne dziedziny.

No bo skoro reglamentujemy tych, którzy mogą nam opowiadać o Wawelu, to czemu nie wprowadzić licencji np. dla artystów kabaretowych? Przecież nie każdy artysta kabaretowy naprawdę nas rozśmiesza. Jeśli zapłacimy za bilety na występ nieśmiesznego kabareciarza, to stracimy pieniądze. Państwo powinno nas przed tym chronić! Należałoby sformować specjalną komisję oceniającą i licencjonującą, najlepiej jedną na cały kraj, która przyznawałaby licencje. Najlepiej, żeby była ich limitowana liczba. A gdyby ktoś kiedyś chciał te zasady zliberalizować, to ci już mający licencje podnieśliby raban, że przecież spowoduje to degradację zawodu, a ucierpią głównie widzowie. Bo wprawdzie występy będą tańsze, ale jakiej marnej jakości!

Żadnego elementu tej argumentacji nie trzeba będzie zresztą na nowo wymyślać. Ona już jest gotowa, choćby w wykonaniu adwokatów, protestujących przeciwko otwarciu dostępu do zawodu.

Wracając do przewodników: jeśli mam ochotę, żeby po Krakowie oprowadzał mnie klaun i opowiadał mi historię w wersji z „Kajko i Kokosza", to co państwu do tego?! I jeśli ma fantazję obsypać go za to złotem, to czy nie jest to tylko moja sprawa? Przewodnicy licencjonowani mają swoje plakietki i certyfikaty. Jeżeli turysta będzie chciał koniecznie, żeby właśnie ktoś taki służył mu pomocą, to go poszuka. Ale dlaczego państwo ma go do tego zmuszać?

Przewodnicy z licencjami powinni teraz zaprotestować przeciwko sprzedaży w naszym kraju wszelkich przewodników drukowanych - wydawanych przez Pascala czy Książkę i Wiedzę. Z mojego doświadczenia wynika bowiem, że mogą one z powodzeniem zastąpić licencjonowanego przewodnika, ględzącego po raz 3451. to samo.
źródło => http://www.lukaszwarzecha.salon24.pl/10851,index.html
Pozdrawiam

Lech

Obrazek
mort
Posty: 95
Rejestracja: 2007-07-25, 02:05
Lokalizacja: The Disk

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: mort »

Czy licencje powinny byc obowiazkowe - nie wiem, ale na pewno sa przydatne: przyjazdzajac do jakiegos miasta piewszy raz (a moze jedyny) nie mam ochoty placic komus, kto powie mi tyle co sam wyczytam z Paskala. Oczywiscie jak sie raz nabiore, to drugi raz wezme innego przewodnika. Zwiedzanie miast to jest taki towar, gdzie czesto nie ma drugiego razu i nie dziala selekcja naturalna, jak w kabarecie. W tym ostatnim przypadku jest spore prawdopodobienstwo, ze jak raz mi sie spodoba to nastepnym razem przyjde do tego samego, choc moze na inne przedstawienie. Osób, które mają swoich ulubionych przewodników po danym miescie jest raczej niewiele. Moze zreszta licencjonowanie zastapią biura - klient będzie ufał marce biura, a nie licencji.
Drugą, ważniejszą sprawą jaka przy okazji może wypłynąć (lub zostać po cichu przemyconą) jest kwestia uprawnień na prowadzenie w terenie, zwłaszcza po górach. I tu chyba wszyscy się zgodzą, że jadąc np. zimą na obóz wędrowny, lub tzw. góry wysokie powierzam organizatorowi nieco więcej niż kilka godzin nudy...
Awatar użytkownika
Paxek
Posty: 269
Rejestracja: 2007-10-24, 00:31
Kontakt:

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: Paxek »

to: Mort, zgadzam się, ze mało kto ma swojego "ulubionego" przewodnika, pomijając szkolne wycieczki jeżdżące co roku w te same miejsca tylko z inną klasą:)

Myślę, że to powinno odbywać się raczej na zasadzie dobrowolnej: chcę wziąść licencjanowanego przewodnika to go biorę, a chcę zgrabną młodą studentkę to czemu nie?? :) (tylko bez podtekstów tu proszę:)

W ciągu studiów miałem z 5 lekcji w mieście, cmentarzu czy tam ogrodach magnackich i chyba 2 egzaminy w kościołach, i nie było takiej sytuacji by do którejś z grup nie przyczepił się jakiś "dyplomowany" że prowadzi nielegalną wycieczkę:). Najlepiej jak ci ambitniejsi przepraszali profesorów, z których podręczników się uczą.

Po prostu absurd....
mort
Posty: 95
Rejestracja: 2007-07-25, 02:05
Lokalizacja: The Disk

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: mort »

Z takim postawieniem sprawy nie sposób się niezgodzić.
Obserwator

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: Obserwator »

mort pisze:Czy licencje powinny byc obowiazkowe - nie wiem, ale na pewno sa przydatne: przyjazdzajac do jakiegos miasta piewszy raz (a moze jedyny) nie mam ochoty placic komus, kto powie mi tyle co sam wyczytam z Paskala.
A jeżeli uczestnicy wycieczki nie mają ochoty być zanudzani jakimiś drugorzędnymi szczegółami, to czy idiotyzmem nie jest konieczność posiadania wydanej przez państwo koncesji na oprowadzanie kogokolwiek po jakimkolwiek miejscu? Jeżeli organizator turystyki będzie chciał w danej miejscowości pokazać coś więcej, to i tak skorzysta z usług miejscowego przewodnika, niekoniecznie z papierami wydanymi przez marszałka województwa. Problem jest poważny i dotyczy wszystkich grup, które na terenie całej Polski muszą być prowadzone przez państwowego przewodnika lub pilota wycieczek z uprawnieniami nadanymi przez marszałka województwa. Dlatego proponuję zmianę prawodawstwa i likwidację państwowych uprawnień przewodnickich i całej związanej z nimi biurokratyczno - urzędniczej otoczki oraz zniesienie absurdalnego wymogu obowiązkowego korzystania na terenie Polski z przewodników i pilotów wycieczek przez grupy.

Można natomiast dopuścić obowiązek oprowadzania przez miejscowego przewodnika tylko w obiektach zamkniętych jak muzeum czy zabytkowy kościół. Taki przewodnik może być uprawniony do oprowadzania np. przez dyrektora muzeum, a nie musi mieć uprawnień nadawanych przez marszałka. Podobnie w górach proponuję pozostawić tylko obowiązkowych przewodników dla grup w Tatrach i wyłącznie na niektórych szczególnie eksponowanych szlakach typu Orla Perć, na drogach wspinaczkowych czy w ekstremalnych warunkach zimowych.

Te przepisy o przewodnictwie są naprawdę chore. Po prostu lobby przewodników wywodzacych się z PTTK pod koniec lat 90-tych miało jakieś swoje "wtyki" i załatwili sobie odpowiednią ustawę i rozporządzenia do niej. Zrobiono to po to, aby pousadzać "swoich" w urzędach na odpowiednich stanowiskach. A "swoim" można zostać po specjalnym kursie i egzaminie państwowym. No niestety kursy prowadzą tylko "swoi" i biorą za to ogromną kasę... A "swoi" już załatwili to, że do egzaminu można przystąpić tylko i wyłącznie po kursie. Czyli jeśli znasz świetnie góry, a tym bardziej w nich mieszkasz od dziecka i spędzasz każdą wolną chwilę, to nie możesz przystąpić do państwowego egzaminu. Musisz odbyć kurs, żeby jakaś "grupa" mogła na tym zarobić...

Tłumaczenie, że to "dla bezpieczeństwa turysty" można jeszcze zrozumieć. Tylko po co na kursie przewodnickim wymaga się szczegółowej znajomości historii, architektury, obiektów przemysłowych itp., i traktuje się to priorytetowo, a znajomość zasad bezpieczeństwa ma na ogół drugorzędne znaczenie? "No bo przewodnik powinien znać historię regionu, ciekawostki i na dodatek umieć o tym opowiadać..." - tłumaczą lobbyści. Wynajdują mnóstwo mniej czy bardziej paranoicznych argumentów, które mają sie nijak do problemu zapewnienia bezpieczeństwa w terenie, zresztą często przesadnie wyolbrzymianego, ...

Nawiasem mówiąc dziwię się, że w naszym kraju sprzątaczka nie musi mieć państwowej licencji marszałka województwa, bo przecież od tego czym wypastuje schody może zależeć ludzkie życie... Aż strach pomyśleć... Czy nasi ustawodawcy nie zapędzili się za daleko, bo to co wykombinowali wspólnie z lobby przewodnickim już nie jest śmieszne...

Kwestię bezpieczeństwa rozumiem, ale bez przesady. Niech więc będą tanie, albo darmowe kursy "bezpieczna wycieczka" dla nauczycieli, instruktorów, kierowników klubów młodzieżowych i tak dalej... oraz każdego chętnego dorosłego. Niech po takim kursie będzie można prowadzić wycieczkę w góry. Niech na kursie wymagają znajomości konkretnych pasm górskich i zasad bezpiecznego poruszania się w górach, i niech tam będzie dużo praktyki...

A jak ktoś będzie na wycieczkę potrzebował gaduły, to sobie wynajmie dodatkowo z PTTK, czy z innej organizacji. Rozgraniczmy sprawy bezpieczeństwa od interesów przewodników i państwowych urzędników posiadających monopol na nadawanie uprawnień...
Awatar użytkownika
Paxek
Posty: 269
Rejestracja: 2007-10-24, 00:31
Kontakt:

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: Paxek »

Obserwator pisze:
mort pisze: Nawiasem mówiąc dziwię się, że w naszym kraju sprzątaczka nie musi mieć państwowej licencji marszałka województwa, bo przecież od tego czym wypastuje schody może zależeć ludzkie życie... Aż strach pomyśleć...
Proponuje założyć lobby sprzątaczek!
Cel lobby: zajęcię ciepłej posadki ministerialnej:)
Środki: wprowadzenie urzędu wydawania licencji na sprzątanie miejsc publicznych. Licencje wydawane będą odpłatnie po zaliczeniu kursu sprzątaczek i pozytywnie zganym egzaminie państwowym. Na uzyskane środki zostanie założona fundacja na rzecz Domu Licenjanowanych Sprzątaczek w Krynicy

:)))
mort
Posty: 95
Rejestracja: 2007-07-25, 02:05
Lokalizacja: The Disk

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: mort »

Nie znam wymagan na egzaminach panstwowych (jeszcze). Jesli chodzi o bezpieczenstwo i umiejetnosc prowadzenia grup to egz. teoretyczny rzeczywiscie tego nie zalatwi. Tylko praktyka. W swietle powyzszego musze sie zgodzic, ze panstwowa certyfikacja (o ile wyglada tak, jak ja sobie wyobrazam: egz. teoretyczny) jest malo sensowna - jest nastawiona na wycieczki szkolne, wiec zajmuje sie tym co i tak malo warte certyfikowania.
Turysta

Re: Rusza akcja wolne przewodnictwo turystyczne

Post autor: Turysta »

Z blogu wolneprzewodnictwo.pl
Postępująca liberalizacja w UE, również w tych kilku krajach na południu Europy, które dotąd służyły za wyświechtany przykład, musi przyprawiać o ból głowy tych, co twierdzą, że "grupa" nie ma prawa zrobić kroku bez miejscowego, licencjonowanego przewodnika udzielającego "fachowych informacji". Ale przecież na zgniłej Unii świat się nie kończy, a budujące przykłady można znaleźć... tuż za miedzą! Oczywiście nie tą miedzą południową i zachodnią, z której właśnie poznikały ostatnie szlabany i kontrole.

Na stronie o jakże podobnym do nas tytule wolnabialoruś.pl, znajdujemy kilka notatek prasowych opisujących, jak tamtejsza milicja fachowo rozprawia się z wrednym opozycjonistą Milinkiewiczem. Wśród nich szczególnie interesująca jest taka:

1 grudnia Milinkiewicz zamierzał przejść się z grupą około 40 osób po Grodnie. Miała być to wycieczka - opozycjonista, były wicemer Grodna, miał opowiadać o zabytkach miasta. Milicja stwierdziła jednak, że grupy mogą oprowadzać tylko zawodowi przewodnicy. Prywatnie wolno opowiadać o mieście najwyżej sześciu osobom.

I niech się schowają ci, którzy twierdzą, że na Białorusi jest gorzej. Ba! jest nawet lepiej. Ponieważ u nas za nielegalne zbiegowisko uznaje się grupę bez przewodnika w liczbie osób dziesięciu a tam - już sześciu, to jest konkretnie 10/6 = 1,66666 razy lepiej!
Zobacz => http://www.wolnabialorus.pl/archiwum.php?nr=2108
ODPOWIEDZ