Spis treści

 

Pierwsze lodowce w naszej karierze

Pont - La Chatilion

Z Aosty udaliśmy się autobusem (3 dziennie - około 8, 12 i 17) do Pontu w dolinie Valsavaranche. Droga ta stromymi serpentynami pnie się z doliny Aosty (500 m n.p.m.), na wysokość około 2000 m gdzie kończy się dużym parkingiem i kempingiem (niestety drogim). Miejscowość Pont to kilka rozwalających się prawdopodobnie zabytkowych domów i hotel. Niby nic ciekawego, ale my jak zwykle w jednym z takich domów znaleźliśmy darmowe miejsce na nocleg (w sumie wyszły nawet 3 noclegi). Z tego miejsca po przeczekaniu dnia brzydkiej pogody o godzinie 100 w nocy uderzyliśmy w górę do schroniska Victorio Emmanuelle II ok. 2700 m by zmierzyć się ze szczytem Gran Paradiso (4061 m n.p.m.). Miał to być mój pierwszy czterotysięczny szczyt, wszyscy zastanawialiśmy się jak będzie i czy się uda. Dojście do schroniska zajęło nam 2 godziny i po dojściu okazało się, że jeszcze wszyscy śpią dopiero po kilku minutach ktoś się obudził i na nasze pytanie kiedy wychodzą ludzie na szczyt GP, odpowiedział że ok. 430 - 5. Ponieważ już była 400 postanowiliśmy wyruszyć i iść jako pierwsi. Na dole lodowca związaliśmy się liną i ruszyliśmy do góry. Jak się okazało poruszanie się po prostym i bezpiecznym lodowcu nie przedstawia żadnych trudności.

Widok z Gran Paradiso na Mont Blanc

Im wyżej szliśmy do góry tym większy wiatr się zrywał. Momentami był naprawdę bardzo silny, ale były też długie momenty niemal bezwietrzne. Około granicy 3700 m, nasze oddechy wyraźnie się skróciły i trzeba było robić więcej krótkich przerw na wyrównanie oddechu. Jednak wejście na wysokość 4000 m dla zdrowego organizmu przy wstępnej aklimatyzacji (czyt. zdobycie górki 3000 m), nie jest jakieś wyjątkowo męczące. Droga na szczyt ze schroniska to jakieś 4-5h dreptania po lodowcu, ale naprawdę warto bo widoki ze szczytu są znakomite: Masywy Mont Blanc, Ecrins, Dom, oraz Matterhorn są widoczne jak na dłoni. Dobra pogoda i piękne widoki wprawiły nas w dobre humory i dodały dodatkowych sił. Zejście to już była sama przyjemność, uporaliśmy się z nim bardzo szyvbo i jeśli odjąć 2h opalania się pod schroniskiem to cała trasa ze szczytu do Pontu zajęłaby nam 4h. Ogólnie Gran Paradiso jest mocno uczęszczanym obszarem. Na szczyt w pogodny dzień wchodzi sporo ludzi i nie ma za dużych problemów orientacyjnych. W dolinie Valsavaranche, turystów jest jeszcze więcej, ale nie tak dużo jak na szlakach tatrzańskich i dlatego wypoczynek tu to czysta przyjemność (trzeba pamiętać, że ten opis dotyczy już okresu po sezonie urlopowym we Włoszech). Pożegnaliśmy Pont szczęśliwi, że udało się łatwo zdobyć GP i mając nadzieję na łatwe zdobycie Monte Bianco.

Dolina z jeziorem Lac de Combal

Pobyt pod Mont Blanc zapowiadał się fajnie. Już na wstępnie koło jeziora Lac du Combal (z Courmayeur kursuje do pobliskiego parkingu autobus miejski, co godzinę) odkryliśmy betonowy bunkier, jako tako nadający się do spędzenia tu nocy. Nie była to może jakaś ekstra chatka w stylu "dolomitowym", ale znowu nie musieliśmy rozstawiać namiotu. Choć obok był kawałek płaskiego terenu na którym można by było się rozbić. W nocy niespodziewanie zawitały do nas 2 nietoperze, które chyba tu miały swóją kryjąwkę, ale jakoś zgodnie podzieliliśmy się miejscem do spania, one zajęły sufit a my podłogę;-). Rano zabraliśmy cały sprzęt po 30 kg na łebka (mieliśmy nawet namiot licząc, że rozstawimy go sobie pod schroniskiem) i zaczęliśmy nasze najdłuższe podejście, które lekko liczyło 1000 m do schroniska Gonnella 3071 m. Droga była długa, ale ciekawa... (nawet bardzo ciekawa). Najpierw ze 3h przez morenę lodowca, a potem ze 3h trawersem do góry po skale. Miejscami było przepaściście i stromo. Droga częściowo była ubezpieczona łańcuchami i drabinkami. Z ciężkim plecakiem niezwykle niewygodnie i męcząco się szło. Tuż przed końcem trzeba było założyć nawet raki i wyjąć czekan by przetrawersować pole śnieżne. Trasa ogólnie z ciężkim plecakiem jest trudna i polecam przed wyjściem na nią maksymalnie zmiejszyć ciężar wora np. poprzez pozbycie się namiotu. Tak właśnie... po prostu w górze przy schronisku nie ma go gdzie rozbić. Schronisko jest i tak już maksymalnie wciśnięte w skałę i obok nie ma miejsca. Nawet lądowisko helikoptera zostało zbudowane na metalowej platformie. Przenocować zatem możemy tylko w schronisku, lub jeśli jest poza sezonem (sezon to prawdopodobnie tylko lipiec - sierpień, albo okresy ładnej pogody umożliwiające zdobywanie MB), w schronisku tzw. zimowym, które jest darmowe. Nam udało się trafić w ten okres, w którym za schronisko się nie płaciło. Z nami tego samego dnia weszły do schroniska jeszcze 3 osoby (oczywiście... Polacy). Potem oni zeszli, a my zostaliśmy sami. Nie było nam dane jednak zdobyć MB w tym rokum gdyż dwie noce pod rząd padał ostry śnieg tak, że zdecydowaliśmy się na zejście, które i tak już częściowo było zasypane. Naprawdę zejście z 30 kg plecakiem było bardzo cięźkie i niebezpieczne (nie polecam nikomu). Sprawę zasadniczo utrudnił świeży śnieg, ale jakoś szczęśliwie znaleźliśmy się na dole. Niesamowite emocje i przygody, powoli się kończyły. Zostało nam tylko spędzić noc na kempingu Dzerotta (polecam) i wrócić do domu.


Autostopem przez Europę.

W tym rozdziale chciałbym poruszyć krótko temat podróżowania w Alpy z Polski. Dla mniej zasobnych turystów przejazd tu może okazać się bardzo znaczącym wydatkiem i dlatego postaram się w kilku słowach opowiedzieć jakie są możliwości transportu w tą część Europy. Generalnie są cztery podstawowe środki transportu: autostop, pociąg, autokar rejsowy, własny samochód. Z oczywistych, cenowych powodów nie u względniam tu połączenia lotniczego Warszawa - Mediolan.

Transport autostopem do doliny Aosty jest dosyć skomplikowany. Można wybrać kilka tras dojazdowych. Pierwsza z nich wiedzie przez Wiedeń, Klagenfurt, Wenecję, Mediolan, druga przez Monachium, passo Brenner, Mediolan, trzecia przez Monachium bezpośrednio do Mediolanu, a czwartą propozycją jest skomplikowany przejazd przez całe Niemcy, do Basel w Szwajcarji a dalej przez Gran Passo San Bernard. Trudno mi jest jednoznacznie powiedzieć jaka z tych tras jest najłatwiejsza. Na podstawie moich doświadczeń najszybciej prawdopodobnie da się przejechać drugą z nich, tą przez Passo Brenner. Podróż taka może nam zająć od 24-48h (raczej bliżej tych 48 niż 24), ale pod warunkiem, że będziemy łapać zgodnie z regułami sztuki (o których trochę napisałem w rozdziale Informacje). W sumie wychodzi na to, że całą tą trasę da się przejechać za darmo.

Podróżowanie pociągiem może okazać się zaskakująco uciążliwe i drogie. Ale jeśli zdecydujemy się częściowo na pociąg a częściowo na autostop, przejazd będzie dość przyjemny i tani. Jak to zrobić? Przy podróży tylko pociągiem mamy do wyboru kilka tras. Warszawa - Wiedeń - Lienz - Brenner - Bolzano - Milano - Aosta, Warszawa - Drezno - Monachium - Brenner - Bolzano - Milano - Aosta, Warszawa - ..... - Freiburg - Martingny - Aosta. Jednak cały przejazd będzie tak uciążliwy i drogi (koszty każdej z tras między 250 (przez Brenner) - 400 (przez Szwajcarię) zł w jedną stronę i to przy założeniu, że przez Niemcy pojedziemy na WochenEnde), że raczej taka możliwość nie wchodzi w grę. Dlatego gdy planujemy jechać koleją najlepiej jechać w weekend przez Niemcy na tanim bilecie a potem spróbować autostopem. Taki wariant powoduje że koszty podróży w jedną stronę nie powinny przekroczyć 100 zł, a czas jej trwania to około 40-48h.

Autokar rejsowy zabierze nas z Warszawy do Mediolanu lub Turynu. Stąd można pociągiem lub autobusem dojechać szybko i w miarę tanio do Aosty. Cena takiego przejazdu w obie strony to niestety około 700 zł. Ale wygoda i szybkość godne pozazdroszczenia ok. 30h i jesteśmy na miesjcu.
Podróż własnym samohodem to wydatek rzędu 200 zł w jedną stronę przy założeniu że podróżuje się we czwórkę. Wygoda jest oczywiście największa, czas przejazu około 24h ale do tego trzeba pamiętać o opłatach autostradowych. Dlatego moim zdaniem najlepiej jechać przez Niemcy (bez opłat), Szwajcarię 40 franków szwajcarskich (za całoroczny karnet), i przełęcz Gran San Bernardo. Możliwości jest sporo i warto się zastanowić, która najbardziej nam będzie pasowała. Wszystkim życzę szerokiej dorgi!!!