Spis treści

tyt1.jpg Jak na tak niecodzienny wyjazd, towarzyszy znalazłem też w niecodzienny (chociaż chyba coraz bardziej popularny) sposób - przez internet. Choć do wyjazdu, który miał trwać ok. 100 dni zostały tylko 2 tygodnie nie wahałem się ani chwili - jadę.

Przejście łuku Karpat ma niemal same zalety dla osoby kochającej góry: przez 3 miesiące przebywa się w cudownych pasmach, pozwala poznać nieznane części "naszego" w końcu łańcucha górskiego, można przemierzyć 4 pasma o charakterze wysokotatrzańskim, co najmniej 8 podobnych do Tatr Zachodnich oraz inne które nie przypominają rzeźbą żadnej z polskich nierówności i nie spotkać ani jednego turysty. Poza tym jest to wyczyn w znaczeniu sportowo-turystycznym. Przed nami łańcuch Karpat przemierzyła jako pierwsza grupka 5 Polaków z SKPB pod kierownictwem Andrzeja Wielochy w 1980 roku. 4 lata później próbę ponowili Słowacy, jednak brak stosownych zezwoleń zmusił ich do ominięcia całego odcinka ukraińskiego.

Chciałbym jeszcze podkreślić, że aby przejść całe Karpaty nie trzeba być bogatym (wszystkie koszty 3 miesięcznego wyjazdu zamknęły się w 1800 zł) oraz nie trzeba mieć nadzwyczajnej kondycji - znajdzie się ją bowiem w trakcie chodzenia. Tak na prawdę podstawą sukcesu są odpowiednie nastawienie psychiczne oraz dobrze dobrane osoby.

Uczestnicy: Michał Kukuła, Paweł Kilen, Michał Zieliński
Michał Kukuła, Paweł Kilen, Michał Zieliński

Nikt z naszej trójki nie znał się przed wyjazdem. Jednak zgodność charakterów, wspólna pasja i cel oraz niezbędna w takich wyjazdach postawa kompromisowa pozwoliły nam zaprzyjaźnić się, przetrwać razem ponad 3 miesiące bez ani jednej kłótni i w konsekwencji osiągnąć cel - przejście całego łuku Karpat.

 

Przygotowania  tyt2.jpg

Przed wyjazdem przygotowania ograniczyły się praktycznie do skompletowania wszystkich map oraz niezwykle czaochłonnego naniesienia na nie trasy. Zajął się tym pomysłodawca przejścia, które prybrało nazwę Via Carpathia 2002, - Michał Kukuła (czyli Ważka). Chodziło tu przede wszystkim o mapy najdłuższego - rumuńskiego odcinka, bowiem z resztą nie ma problemów, jest dostępna w naszych księgarniach. W Karpatach rumuńskich oparliśmy się na mapach austro-węgierskich sprzed średnio 90 lat. Większość arkuszy (cały odcinek był na 31) a także odbitki niektórych map turystycznych rumuńskich (z lat 70-80 - niedostępne już w rumuńskich księgarniach, przydają się tylko do poznania przebiegu szlaków) Ważka skserował od Michała Grycza, który 6 lat temu próbował, niestety bezskutecznie, przejść łuk Karpat. Brakujące 4 arkusze uzyskał w bibliotekach uniwersyteckich w Lublinie i Krakowie. Do tego kupił dostępne w Polsce nowe wydania map rumńskich i węgierskich najpopularniejszych pasm (warto podkreślić, że pod względem dokładności odwzorowania terenu nie umywają się do map austro-węgierskich).

Najżmudniejszym zadaniem było następnie naniesienie trasy, która w 100% wiodła głównym wododziałem karpackim, tylko w jednym miejscu przecinanym przez rzekę - Alutę w przełomie Czerwonej Wieży. Trzeba było też zdecydować się na kierunek, z którego będziemy szli. Gdyby nie to, że w 1980 roku grupa Wielochy zaczynała z Bratysławy, wydaje się oczywisty: Żelazna Brama na granicy rumuńsko-serbskiej.

Oto zalety maszerowania od tej strony: na koniec zostwia się najłatwiejsze, bardzo dobrze zagospodarowane turystycznie góry, które raczej niczym nie mogą zaskoczyć, psychicznie lepiej ku Polsce się przybliżać niż oddalać, pozwala skończyć nawet w październiku, gdyż w niskich górach nie grozi jeszcze wtedy śnieg. Wady: wczesnym latem w Karpatach Południowych niemal codziennie są gwałtowne burze, poza tym bardzo szybko, słabo rozchodzonym wchodzi się w wysokie góry.

Jeśli chodzi o kwestię zaopatrywania w prowiant. Przejścia z lat 80 były prawdziwymi wyprawami, gdzie prócz zespołu idącego były grupki wspierające (w sumie ok. 30 osób) donoszące prowiant (wtedy niedostępny w rumuńskich sklepach) w umówione miejsca. My mogliśmy korzystać w pełni z dobrodziejstw systemu kapitalistycznego. Co 4-6 dni przecinaliśmy szosę, którą autostopem zjeżdżaliśmy do najbliższej miejscowości, w której można było wszystko kupić. W ten sposób nie dźwigaliśmy dużych zapasów i nasze plecaki były lekkie (do 20 kg).

Ostatnią kwestią było sprawdzenie w internecie połączeń kolejowych do Orszowej w Rumunii. Oto nasza trasa:


 

Przesiadki Stacja Przyjazd Odjazd Cena w zł
POLSKA
Warszawa Wschodnia 13.10 26,60 zł
1 Kraków Główny 17.53 22.07
(Muszyna)
SŁOWACJA
(Plavec) (3 zł)
(Cana) 20 zł
WĘGRY
2 Hidasnemeti 6.00 8.17 35,53 zł
3 Miszkolc Tiszai 9.23 9.30
4 Kal-Kapolna 10.22 10.30
5 Kisujszallas 12.00 12.13
6 Puspokladany 12.38 13.45
7 Biharkeresztes 14.35 *
RUMUNIA
Oradea 18.40 26 zł
8 Timisoara 21.48 22.43
Orsova 4.00

 

*Odcinek Biharkeresztes - Oradea pokonaliśmy do przejścia granicznego pieszo (6 km), dalej wobec braku czasu taksówką (8 zł/osoba).
Cały przejazd z Warszawy do Orszowej kosztował nas 119,13 zł.