mapa2am

Trzy dni długiego weekendu na przełomie kwietnia i maja postanowiliśmy spędzić we wschodnim rejonie Kotliny Kłodzkiej. Wszyscy trzej: ja, Radek i Michał mieliśmy już dość szarych ulic Warszawy, potrzebowaliśmy jakiejś odmiany.

Interesowały mnie nie tylko góry. Po lekturze przewodnika oraz tematycznych stron internetowych, zapragnąłem zwiedzić zamek Księżnej Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim, kopalnię złota w Złotym Stoku, Lądek Zdrój a także Jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie u podnóża Masywu Śnieżnika. Udało mi się do tego zachęcić kolegów.

 

 

Trzy dni długiego weekendu na przełomie kwietnia i maja postanowiliśmy spędzić we wschodnim rejonie Kotliny Kłodzkiej. Wszyscy trzej: ja, Radek i Michał mieliśmy już dość szarych ulic Warszawy, potrzebowaliśmy jakiejś odmiany.
Interesowały mnie nie tylko góry. Po lekturze przewodnika oraz tematycznych stron internetowych, zapragnąłem zwiedzić zamek Księżnej Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim, kopalnię złota w Złotym Stoku, Lądek Zdrój a także Jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie u podnóża Masywu Śnieżnika. Udało mi się do tego zachęcić kolegów.

Przyjechaliśmy do Kamieńca Ząbkowickiego o 130 w nocy i od razu udaliśmy się na Górę Zamkową, gdzie planowaliśmy nocleg. Był to mój pierwszy górski wyjazd, kiedy po uciążliwej i męczącej podróży zamiast iść w trasę, zacząłem od odpoczynku. Wszyscy uznaliśmy to rozwiązanie za bardzo dobre. Rozbiliśmy namiot w parku, nieopodal murów zamkowych. Wokół szumiały drzewa, pogwizdywały nocne ptaki, spoza koron drzew widać było rozgwieżdżone niebo.

Rano po śniadaniu poszliśmy do zamku, byłej letniej rezydencji księżnej Marianny Orańskiej, właścicielki rozległych dóbr w Hrabstwie Kłodzkim. Przyczyniła się ona do rozwoju gospodarczego regionu, przez inicjowanie wielu przedsięwzięć, takich jak budowa dróg oraz zakładów przemysłowych (m.in. kamieniołomy w Kletnie i huta szkła kryształowego w Stroniu), dzięki czemu trwale zapisała się w pamięci miejscowej ludności.

zamek1


Zamek w Kamieńcu zbudowano w XIX w. z kolorowej cegły i kamienia na planie prostokąta, z wielkimi bastionami w narożach. Budowla ta robi wrażenie swoją wielkością i majestatem. Znajdowało się tu ponad 100 komnat. Wnętrza wyłożono marmurami i zdobiono freskami, zaś w oknach były witraże. Wypełniony przez właścicieli mnóstwem dzieł sztuki, stanowił jedną z piękniejszych rezydencji ówczesnej Europy. Z tarasów zamkowych roztacza się ciekawa panorama Gór Złotych i Bardzkich.
Kres świetności zamku przypadł na ostatnie dni II wojny światowej, kiedy Sowieci postanowili go spalić. Dzieło zniszczenia inicjowali dwukrotnie, ponieważ za pierwszym razem, w grudniu 1945 r. zamek ugasiła miejscowa ludność. Dlatego w lutym 1946 r. płonął przez wiele dni, pilnowany przez wojsko. Jak mówił nam tutejszy przewodnik, to nie Rosjanom zawdzięczamy dzisiejszy stan obiektu. W latach 50-tych i 60-tych niszczono bowiem i grabiono to, co jeszcze zostało. Za zgodą władz zamek służył jako dekoracja, w czasie kręcenia scen katastrof dla potrzeb filmu. Marmury z posadzek i ścian wykorzystano m.in. przy budowie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.

Do oddalonego o 7 kilometrów od Kamieńca Złotego Stoku dostaliśmy się pieszo i autostopem. To niewielkie miasto położone jest u stóp zalesionych stoków Góry Krzyżowej i Góry Haniak. Tradycja wydobycia złota sięga tu 1000 lat. W pierwszej połowie XVI w. pozyskiwano tu 8% produkcji europejskiej tego kruszcu.

W dwóch starych sztolniach zorganizowano Muzeum Złota, w którym znajdują się eksponaty dokumentujace historię miasta i tutejszego przemysłu. Podziemna trasa turystyczna, długości ok.200m, wiedzie początkowym odcinkiem kilkukilometrowej sztolni transportowej Gertruda. Korytarz ten powstał w celu transportowania gwarków (górników) do głęboko położonych podziemnych pól wydobywczych. Obecnie jest częścoiwo zalany, co stanowi okazję do eksploracji z użyciem pontonu.
Druga część trasy znajduje się w sztolni Czarnej, gdzie można podziwiać szesnastowieczne, ręcznie wydrążone chodniki, oraz położony na głębokości 23 metrów pod ziemią ośmiometrowy podziemny wodospad. Wejście do sztolni Czarnej znajduje się na przeciw nieczynnego kamieniołomu, oddalone o kilkadziesiąt metrów od sztolni Gertrudy. Do wszystkich obiektów doprowadził nas przewodnik.
Po zwiedzeniu muzeum jeszcze czuliśmy niedosyt atrakcji, ponieważ z relacji zamieszczanych w sieci wiedzieliśmy, ze istnieje możliwość eksploracji zalanej części sztolni Gertrudy na pontonie. Po rozmowie z miłą szefową okazało się, że za 10 zł od osoby, możemy to zrobić. Oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji i już po 30 minutach siedziliśmy w pontonie w zupełnej ciemności rozświetlanej tylko blaskiem czołówki Michała. Po przepłynięciu jakichś 500 metrów zaczęliśmy szorować dnem pontonu o skałę, co oznaczało, że zbliżamy się do końca zalanego odcinka. Z tego, co widzieliśmy, korytarz dalej był suchy. Mimo pokusy kontynuowania eksploracji musieliśmy wracać, bo obiecaliśmy szefowej, że nie będziemy się dalej sami zapuszczać. Była to dla nas świetna przygoda.

Nocleg spędziliśmy na Rozdrożu pod Trzeboniem w solidnie zbudowanej wiacie ze stryszkiem do spania. Zanim udaliśmy się na spoczynek, długo rozmawialiśmy przy ognisku, pijąc grzane wino. Wieczór był chłodny, wiał lekki wiatr, co nastrajało do refleksji i wspomneń.
Przejście grzbietem Gór Złotych do Lądka Zdroju przebiegło bez większych wrażeń - szlak poprowadzono solidnymi leśnymi drogami, które bardzo dobrze nadają się do bezstresowych wycieczek rowerowych.
W Lądku nie zatrzymaliśmy się na dłużej, czego trochę żałowałem. Na rynku zdołałem jedynie zlokalizować pięknie wyrzeźbioną "Pasję" dłuta Michała Klahra. Artysta, określany przez fachowców mianem twórcy "pogodnego baroku", miał on w Lądku przy rynku swoją pracownię (kamienica stoi do dziś). Ozdobił on rzeźbami całą Kotlinę Kłodzką.
Dojechawszy autobusem do Bolesławowa, skierowaliśmy się do Jaskini Niedźwiedziej, której jednak nie mogliśmy "spenetrować", z uwagi na brak biletów (należy je rezerwować z kilkutygodniowym wyprzedzeniem). Pozostało nam zatem "zdobyć" Śnieżnik. W schronisku na Hali pod Śnieżnikiem pozostawiliśmy plecaki i na lekko, idąc w śniegu weszliśmy na kopułę szczytową. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi rzucając piękny żółty blask, w którym podziwialiśmy Góry Bialskie oraz czeskie Jeseniki. Sam szczyt jest szeroki i płaski, tak że nie bardzo można zobaczyć doliny u podnóża Masywu. Kiedyś stała tu kamienna wieża widokowa, podobna do tej na Wielkiej Sowie, ale wysadzono ją w 1974 roku.


Zjedliśmy posiłek w schronisku, tymczasem na dworze zapadł już zmrok. Postanowiliśmy udać się na Przełęcz Puchaczówka, gdzie - jak pisano w przewodniku - znajduje się wiata sypialna. Pogoda była ładna, niebo bezchmurne, pełne migoczących gwiazd. Wokół nas ciemniały grzbiety gór. Szlak w dużej mierze prowadził lasami, tylko gdzieniegdzie można było się rozejrzeć. W końcu wyłoniła się przed nami charakterystyczna sylwetka Czarnej Góry, łysej na zboczach i zarośniętej kępką boru świerkowego na szczycie. Gdy już tam weszliśmy, widok karłowatych, powyginanych drzew, smaganych silnym wiatrem, wprawił nas w stosowny nastrój. Każdy, kto przebywał w takim, nieco odrealnionym otoczeniu, wie o czym piszę. Jest to jedno z wielu fantastycznych doznań, jakie daje nam kontakt z górami.
Nasze oczekiwania wobec wiaty, zostały w pełni zaspokojone. Na przełęczy, nieco poniżej biegnącej tędy szosy, zastaliśmy solidny budyneczek ze stryszkiem do spania.

Następnego dnia rozdzieliliśmy się. Michał z Radkiem pojechali "stopem" do Międzygórza i dalej w Góry Stołowe. Ja zaś postanowiłem jeszcze jeden dzień spędzić w Górach Bialskich.
Wróciłem na Śnieżnik i stamtąd, brnąc po kolana w śniegu, zielonym szlakiem granicznym dotarłem na Przełęcz Płoszczyna. "Zdobyłem" Rudawiec (1106m), najwyższy szczyt Gór Bialskich, i zmierzałem do wiaty położonej na wschodnich stokach Iwinki, gdzie zaplanowałem ncleg. Chatka była już zajęta przez wesołe towarzystwo licealistów z Częstochowy, którzy chętnie przyjęli mnie pod "swój" dach.
Ostatni dzień w Sudetach minął mi na leśnej wędrówce przez Góry Bialskie (przez Płoskę - 1035 m i Czernicę - 1083 m). Widząc kilku rowerzystów na Przełęczy Dział, postanowiłem że wrócę tu ze swoim bikiem. Wschodnia część Kotliny Kłodzkiej to po prostu raj dla bikerów! Jest tu mnostwo bitych dróg i krętych ścieżek, którymi można jeździć bez znudzenia kilka dni!

Dla mnie wycieczka w Sudety Wschodnie była udana. Walory przyrodnicze, spokój, oraz łatwość znalezienia bezpłatnego noclegu (wiaty), skłaniają mnie do polecenia tego rejonu Polski wszystkim miłośnikom gór. Trzeba również podkreślić, że jest tu mnóstwo ciekawych miejsc, zabytków kultury materialnej i duchowej. Oprócz wymienionych wcześniej, polecam zwiedzenie Międzygórza, Bystrzycy Kłodzkiej (średniowieczny układ urbanistyczny), oraz ogromnej twierdzy w Kłodzku z podziemną trasą turystyczną.

Po dojściu do Stronia Śląskiego rozpocząłem całonocną podróż w zupełnie inny krajobrazowo miejsce. Następnego dnia wieczorem byłem umówiony z kolegami w Beskidzie Dukielskim w Polanach Surowicznych. Oczywiście wszystko potoczyło się zgodnie z planem, ale to już inna przygoda.

Góry Stołowe - relacja Michała

Następnego dnia z udało nam się złapać stopa w dół do Kłodzka. Znaczy się, udało się to Radkowi. Ja, gdy wyjrzałem na drogę, zobaczyłem jak pakuje się on do malucha, wskoczyłem za nim i razem z dwoma wielkimi plecakami zajęliśmy 90% przestrzeni w samochodzie. Kierowca z trudem mógł zmieniać biegi.

Gdy w końcu wylądowaliśmy w Kudowie, postanowiliśmy zobaczyć kaplicę czaschronisko1szek w Czermnej - niestety obiekt ten był zamknięty. Trochę źli poszliśmy w stronę Błędnych Skał. Szlak ten - nie pamiętam, już jakiego koloru, nie jest dobrze oznaczony na mapie i w terenie, toteż musieliśmy trochę improwizować i przecinając granicę państwa, wreszcie doszliśmy do celu.

Na parkingu przed Błędnymi Skałami kłębił się tłum niedzielnych turystów, wtłoczyliśmy się do środka tych skalnych labiryntów. Niektóre korytarze tu są dosyć ciasnawe i musieliśmy zdejmować plecaki by się przez nie przecisnąć. W środku tej plątaniny korytarzy postanowiliśmy, że czas najwyższy na obiad. Wdrapaliśmy się, więc na którąś ze skałek i na górze przyrządziliśmy sobie posiłek. Pod nami przewalał się tłum ludzi. Po około godzinie ruch trochę ustał i kontynuowaliśmy naszą drogę. Przyspieszyliśmy trochę kroku by wieczorem jeszcze wejść na Szczeliniec. Udało nam się zrealizować plan i zachód słońca obserwowaliśmy już z góry.

O zmroku zwiedzanie Szczelińca jest inne niż za dnia. Kiedyś będąc małym dzieckiem byłem tam z rodzicami i zwiedzanie bardziej przypominało wycieczkę po Marszałkowskiej niż wycieczkę górską.


Skałka w Górach Stołowych. Rys. Radek Skowroński
Wieczorem, bez tłumów ludzi jest to zupełnie inne przeżycie. Zejście do mrocznego "piekiełka", w którym zalega jeszcze śnieg może dostarczyć sporo emocji. Posiedzieliśmy trochę z Radkiem na górze zastanawiając się co dalej i zdecydowaliśmy zejść w okolice Radkowa, z którego rano Radek miał transport w Jurę Krakowsko - Częstochwoską gdzie jechał się wspinać. Tuż przed miejscowością postanowiliśmy pójść spać, ponieważ noc zapowiadała się pogodnie, namiotu nie użyliśmy i spaliśmy pod przysłowiową "chmurką".

Wczesnym rankiem, około piątej, Radek poszedł w dół do miejscowości a ja troszkę się cofnąłem by kontynuować szlak do Wambierzyc. Z rana szło mi się świetnie, Skalne Grzyby ..., moment i byłem już w Wambierzycach. Znajduje się tam ogromna bazylika oraz po drugiej stronie cały szereg kapliczek ze scenami "Męki Pańskiej". Kilka chwil spędziłem w tym miłym miasteczku a potem autobus, pociąg i do Warszawy.

 

01mGóry Bardzkie widziane z tarasu zamku w Kamieńcu Ząbkowickim

02mWidok na Góry Złote

03mZamek księżnej Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim

04mDziedziniec zamkowy

05mNa obłym szczycie Śnieżnika (1425m)

06mKrzyż stojący na ruinach kamiennej wieży widokowej

07mZachód słońca na Hali pod Śnieżnikiem

08mSzczeliniec Wielki

09mSzczeliniec Wielki

10mSkałki w Górach Stołowych

11mSamotne drzewo naskale

12mSkalne grzyby