Pod koniec sierpnia 2000 roku wybraliśmy się z Magdą na Dolny Śląsk. Mieliśmy w planach dużo zwiedzania, gdyż rejony te obfitują we wszelkiego rodzaju zabytki i osobliwości. Naszym celem był obszar Sudetów Środkowych zamykający się w trójkącie: Wałbrzych - Walim - Adrspach (Czechy).
Wycieczkę zaczęliśmy od Świebodzic, dokąd dotarliśmy rano. Przechodząc przez świebodzicki rynek z ładnymi kamieniczkami i ratuszem zmierzaliśmy do zamku Książ. Po jakiejś godzinie nasze oczy uradował widok biegających po wielkim pastwisku koni z książańskiej stadniny. Stąd do zamku było już parę kroków. Usytuowany na szczycie niewielkiej góry, wywarł na nas spore wrażenie swoją wielkością i majestatem. Wzniesiono go w XIII wieku jako obiekt flankujący obrzeża księsta świdnicko - jaworskiego. Potem przez kilka stuleci będąc w posiadaniu prywatnych właścicieli, wielokrotnie ulegał przebudowie, stając się jednym z najwiekszych pod względem powierzchni zamków w Polsce (posiada ponad 400 pomieszczeń, a zabudowaniami gospodarczymi - ok. 600). Od 1509 roku - przez ponad czterysta lat - do 1941 roku stanowił własność prywatną rodu Hohbergów, kiedy to hitlerowcy zajęli obiekt i rozpoczęli w nim prace budowlane. Pod zamkiem powstały podziemne korytarze niewiadomego przeznaczenia wraz z infrastrukturą zaopatrującą obiekt w wodę, energię elektryczną i powietrze. Znawcy tematu polemizują czy miała tu być kwatera Hitlera, podziemne zakłady przemysłowe, czy schron dla armii. Zamek można zwiedzać, jednak nie polecam - w porównaniu z tajemniczymi podziemiami, do których nie można wejść - ekspozycja jest mało ciekawa.
Po obejrzeniu zamku udaliśmy się przez Książański Park Krajobrazowy, Złoty Las i Lubachów do Zagórza Śląskiego. W centrum Parku trafiliśmy na ruiny starych pieców do wypalania wapna, ładnie położonych nad jeziorkiem - miejsce super dla niedzielnych rowerzystów!
Przez Lubachów przebiega nieczynna linia kolejowa Świdnica - Jedlina, obfitująca w niezwykle malownicze wiadukty, cenne zabytki techniki. Pascal proponuje nawet wycieczkę torami do Zagórza jako alternatywę do przejścia szlakiem. Namówiłem Magdę do tego wariantu, i tuż po wyjściu ze Złotego Lasu weszliśmy na stalowy wiadukt przewieszony nad szosą. Weszliśmy... i po jakich sześciuset metrach zeszliśmy. Tory są po prostu zarośnięte młodymi drzewami i wszelkiego rodzaju chwastem, utrudniającym marsz. Bardzo szkoda, że PKP zrezygnowały z tej linii, ponieważ stanowiłaby ona niezwykłą atrakcję turystyczną - jest świetnie poprowadzona. Gdy doszliśmy do Zagórza był już wieczór, zatem po krótkim "rozpoznamiu terenu" poszliśmy na niedalekie wzgórze na nocleg. Wyjście z namiotu mieliśmy usytuowane tak, żeby mieć widok na zamek Grodno wznoszący się na Górze Choina.
Nazajutrz przed dziesiątą już byliśmy pod pięknie zdobioną sgraffitami bramą zamkową, i jako pierwsi zwiedzający weszliśmy za darmo. Zamek wzniesiony w XII wieku miał strzec granicy księstwa świdnicko - jaworskiego z Czechami. W czasie wojny trzydziestoletniej zdobyty i poważnie zniszczony przez Szwedów. Opuszczony przez właścicieli w XVIII wieku stopniowo zaczął popadać w ruinę.
Obecnie w ruinach znajduje się niewielkie muzeum, w którym możemy zapoznać się z historią zamku, obejrzeć na makietach, jak zmieniał się na przestrzeni lat po kolejnych przebudowach. Jest także ekspozycja makiet machin oblężniczych, stosowanych w średniowieczu i mała ekspozycja narzędzi tortur. Polecam zwiedzenie zamku, jest naprawdę ciekawy.
Wspomnę jeszcze o elektrowni wodnej z początku XX wieku. Znajduje się ona w Lubachowie przy zaporze, która zamykając dolinę tworzy malownicze Jezioro Bystrzyckie.
Z Zagórza udaliśmy się do Jugowic i dalej autostopem do Walimia. Walim był niegdyś wsią służebną dla zamku Grodno. Wydobywano tu srebro, bujnie rozwijał się przemysł tkacki, którego wyroby eksportowano do dalekich krajów. Już w 1914 roku Walim miał połączenie kolejowe trakcją elektryczną z pobliskimi Jugowicami. Walimskie zakłady przemysłu lniarskiego należały do lat siedemdziesiątych XX wieku do największych w branży. Obecnie opustoszałe budynki straszą przy szosie wylotowej w stronę Sokolca. Idąc tędy do Rzeczki warto wstąpić na posiłek do Zajazdu Hubert, znajdującego się po prawej stronie przy szosie tuż za pałacykiem miejskim z wieżą. Jest tam bardzo ładnie, smacznie i niedrogo.
Sztolnie pohitlerowskie w Walimiu i Głuszycy są częścią ogromnego przedsięwzięcia budowlanego o kryptonimie "Riese" ("Olbrzym"), składającego się z siedmiu zespołów podziemnych korytarzy, znajdujących się w promieniu do 2,5 km od szczytu Włodarza (nie licząc Książa - ok. 20 km). Budowa trwała od 1943 roku do kwietnia 1945. Wykorzystywano przy niej więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, którego filie rozsiane były po okolicy. Zginęło wówczas, jak podają źródła: od 5 do 20 tysięcy ludzi. Nie wiadomo do końca jakie miało być przeznaczenie obiektów. Badacze skłaniają się do opinii, że miała być tam Kwatera Główna Hitlera. Równie zagadkowa jest wielkość dotychczas zinwentaryzowanych podziemi. Niektórzy twierdzą, że znana jest tylko część faktycznie powstałych sztolni i hal, że reszta może być wykończona i doskonale zamaskowana. Zarządzający obiektami w Rzeczce i Osówce nie prowadzą szerokich prac poszukiwawczych z uwagi na wysokie koszty pracy urządzeń wiertniczych i georadaru. Oprowadzający nas po Rzeczce przewodnik, z pasją opowiadał o historii Riese, prezentując plany podziemi oraz urządzenia wiertnicze, jakimi posługiwali się więźniowie. Panowała atmosfera niczym w programach Wołoszańskiego. Równie ciekawe są budowle naziemne "Kasyno" i "Siłownia" w Osówce, a także ponad czterdziestometrowej głębokości szyb wiodący w głąb tamtych podziemi.
Z Głuszycy Górnej koleją dostaliśmy się do Wałbrzycha Głównego, skąd rano mieliśmy jechać do Czech, w Adrszpasko - Teplickie Skały, stanowiące zachodnią część Gór Stołowych.
Nocleg postanowiliśmy spędzić w pociągu, który rano odjeżdża z Wałbrzycha Głównego do Mezimesti w Czechach. Są to właściwie dwa wagony, które w dzień kursują wahadłowo do Mezimesti, zaś nocą stoją na wałbrzyskiej bocznicy. Wykupiliśmy bilety, poczekaliśmy spokojnie, aż pociąg przyjedzie ostatnim kursem do Polski (przyjeżdża około 2230) i zostanie odstawiony na bocznicę, po czym poszliśmy do wagonu, rozłożyliśmy śpiwory i zasnęliśmy. Około 200 wagony kontrolują SOK-iści - sprawdzili nam bilety i wyszli. Znałem scenariusz noclegu w Wałbrzychu, ponieważ już raz to przerabiałem. Rano obudziło nas lekkie szarpnięcie lokomotywy, pociąg przyjemnie kołysał, tak że Magda opuściła śpiwór dopiero w Czechach.
Będąc w Mezimesti należy wykupić bilet do przystanku Teplice - Skaly, dokąd podróżuje się z przesiadką na stacji Teplice - Miasto. Brzmi to skomplikowanie, ale nie sprawia trudności ponieważ odpowiednie pociągi (czy raczej autobusy szynowe) są skomunikowane.
Przed dziesiątą byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy na małej stacyjce w lesie, skąd udaliśmy się do wejścia głównego przy Hotelu Orlik (cena biletu - 20 koron). Szlakiem niebieskim, wiodącym wzdłuż Skalnego Potoku doszliśmy do ruin zamku Stremen, gdzie wspięliśmy się po schodach na punkt widokowy. W głównej części skalnego miasta szlak zatacza pętlę, pozwalając zobaczyć wszystkie najciekawsze miejsca rezerwatu: Sibir, Wielki i Mały Plac Kościelny, Teatr Rzymski, skałę "Jeż na żabie" i dziesiątki innych o równie malowniczych nazwach.
Następnie przeszliśmy ok. trzech kilometrów po mało ciekawym lesie (szlak żółty) do Adrspaskich Skał, które powaliły nas sensacyjnie piękną scenerią. Szlak prowadził stromymi schodkami to w górę, to w dół, każąc przeciskać się w skałach i racząc nieprawdopodobnymi widokami. Po drodze minęliśmy jeziorko Adspraskie, po którym można przepłynąć barką - sceneria jak z filmów o przygodach Indiany Jonesa! Można tu zobaczyć ogromne ostańce, wysokie do 100 metrów, o fantazyjnych kształtach, od których wywodzą się ich nazwy: Głowa Cukru, Fotel Karkonosza, Słoniowy Rynek, Starosta i Starostova (Starościna), Kochankowie. Szumią tu dwa niewielkie wodospady: Mały i Wielki. Organizatorzy Parku z myślą o polskich turystach umieścili na tabliczkach napisy po polsku, co ułatwia zwiedzanie.
Przejście obydwu skalnych miast zajmuje 5,5 - 6,5 godzin, zatem można przyjechać tu tylko na cały dzień i wrócić do Polski. Z Adrspachu odjeżdża pociąg do Teplic i dalej, po przesiadce, do Mezimesti.
Całą noc zajął nam powrót do Warszawy. Obydwoje byliśmy bardzo zadowoleni z wycieczki. Rzadko zdarza się dokonać w ciągu trzech dni tyle "odkryć", doznać tylu nowych i ciekawych wrażeń. Zachęcam wszytkich do wycieczek i eksploracji terenów Dolnego Śląska!