Spis treści

Informacje praktyczne

tyt10.jpg

Klimat: Wietnam leży w strefie klimatu zwrotnikowego, jednak między północą, a południem występuje znaczna różnica. Na południu panuje klimat subtropikalny, wyróżniamy dwie pory roku: suchą trwającą od grudnia do kwietnia, oraz deszczową występującą od maja do listopada.
Najniższą temperaturą jaką kiedykolwiek zanotowano w Sajgonie jest 14oC.
Na północy klimat jest bardziej zróżnicowany i można tu wyróżnić już 4 pory roku jednak nie tak jednoznaczne jak w naszej szerokości geograficznej. W drugiej połowie pory deszczowej - od sierpnia do listopada, północ jest nawiedzana przez silne tajfuny, które powodują ogromne szkody. Jeden z takich tajfunów miał miejsce kilka dni przed naszym przyjazdem.
Oczywiście najlepiej wybrać się tam w czasie pory suchej, a więc między grudniem, a kwietniem.

Wiza: kosztuje 50$ i jest ważna przez 3 miesiące.

Ambasada Socjalistycznej Republiki Wietnamu
ul. Kazimierzowska 14, 02-589 Warszawa
tel. (4822) 8443780; fax 8446723
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Przelot: Do Wietnamu oczywiście najlepiej dostać się samolotem. Z Warszawy nie ma bezpośrednich połączeń z Wietnamem. My lecieliśmy Aeroflotem do Hanoi z 9 godzinnym postojem w Moskwie. Dość łatwo natomiast jest znaleźć połączenie z Bangkogiem i stamtąd przez Kambodżę dostać się do Sajgonu. Można też jechać na północ przez Laos.

Koszty: Oczywiście najdroższy z całej wyprawy jest przelot (ok.650$ w obie strony). Miesięczny pobyt w Wietnamie to ok. 500$, w zależności od indywidualnych upodobań - my zbytnio nie oszczędzaliśmy.

Jedzenie: Ceny w porównaniu z polskimi są o wiele niższe - dobry obiad, czy kolację można zjeść już za 15.000 - 30.000 dongów. (1$ to ok. 15.500 dongów). Północ jest tańsza niż południe i moim zdaniem jedzenie na północy jest o wiele lepsze niż na południu. Specjałem Hanoi jest zupa Pho Bo, lub Pho Ga (taki rosołek z wołowiną lub kurczakiem). Najlepsze Pho można zjeść oczywiście w ulicznej garkuchni za ok. 5000 - 7000 dongów. W knajpach zeeuropeizowanych można znaleźć też wersję wegetariańską. Pho zjada się głównie na śniadanie lub kolację. Na obiad ryż lub makaron sojowy z dodatkami - najczęściej z dużą ilością warzyw, mięsem (wołowina, kurczak lub wieprzowina), lub owocami morza (głównie krewetki, kałamarnice). Cola to ok. 3000 do 8000 dongów za butelkę - w zależności od miejsca - napoje w butelkach są sporo tańsze od napojów w puszkach. Piwo w butelce to ok. 6000 (lokalne) do 15.000 (importowane) dongów, jednak największą furorę robi Bia Hoi (można to nazwać chyba piwem z beczki), którego kufel można wypić już za 1.500 dongów(!!!). Najczęściej jednak podawane jest w litrowym, plastikowym kanistrze (ok. 6000 dongów) w lokalnej, miłej ;-) atmosferze. Bia Hoi jest słabym piwem, ale jak się nie raz przekonaliśmy w specyficznym wietnamskim klimacie też potrafi uderzyć do głowy.

Z lokalnych trunków obowiązkowo trzeba spróbować jeszcze wódki z węża i wódki ryżowej - kieliszek ok. 1000 - 5.000 dongów.
Koniecznie trzeba też spróbować świeżego soku z trzciny cukrowej, sprzedawanego na ulicach - szklanka kosztuje ok. 1500 dongów.
Osoby o mocnych nerwach mogą się wybrać na obiad z węża lub psa (tego ostatniego nie polecam ze względów humanitarnych). Aby zjeść węża należy udać się do specjalnej wioski wężowej (niedaleko Hanoi), gdzie znajduje się kilka knajpek serwujących takie potrawy. Jest to droga przyjemność (my płaciliśmy 120.000 dongów od osoby). Przy wejściu witają kelnerzy ubrani w garnitury i białe koszule, pod ścianami stoją klatki z wężami - z których wybieramy sobie ofiarę. Akt mordu dokonuje się na naszych oczach (ja uciekłam), najpierw spuszcza się krew do salaterki a potem oddziela mięso od skóry. Jak dla mnie cały ten show jest raczej zbędny. Świeżą krew miesza się z wódką i trzeba ją jak najszybciej wypić - do takiego drinka wrzuca się jeszcze świeże bijące serce. Potem podawane są kolejne potrawy - galaretowata zupa z węża, sajgonki, mięsne kuleczki, sałatki. Sam wąż smakuje trochę jak guma, ale impreza warta jest swojej ceny. Osoby zasobniejsze finansowo mogą skusić się na kobrę, która jest kilka razy droższa, a smakuje podobno prawie tak samo... Oprócz wymienionych przeze mnie tradycyjnych potraw można się też skusić na bardziej wysublimowane dania. Naszą uwagę najbardziej przyciągnęły: rice with seafoods: shirmps, squid, pork(!), beep(?), pizza with shit, oraz potrawa no yet (nie wiemy co wchodziło w skład, bo była jeszcze nie gotowa:), poza tym spoon-y, bell-e i smakujący jak syrop na kaszel napój Sarsi :-).

Hotele: Ceny hoteli są bardzo przystępne, my płaciliśmy zazwyczaj od 4 do 6$ za dwuosobowy pokój.