Rozpocznij oglądanie zdjęć O rajdzie tym myśleliśmy razem z Kasią już podczas wakacji. Wracając z przejścia letniego, mając w perspektywie organizację rajdu zaliczeniowego, umówiliśmy się, że zrobimy go razem. Jakiś czas później ustaliliśmy pierwszy możliwy termin, zaś już we wrześniu przy piwie Wiesiek zaproponował nam miejsce wyjazdu. Po krótkim rozeznaniu w sytuacji stwierdziliśmy, że pomysł jest pierwsza klasa. Na początku października Szymer oficjalnie zatwierdził nam wyjazd i się zaczęło...

Bywa tak, że przez kilka miesięcy kręcimy się wśród tych samych lub bardzo podobnych spraw, ludzi, radości i smutków. Wszystko znane, oswojone, drogie wprawdzie, ale z każdym zaspanym porankiem czujesz coraz bardziej, że trzeba coś tu zmienić. Coś w tobie domaga się nowości, przyśpieszonego bicia serca, niepewności, nieprzewidywalności... I nagle... nagle wszystko zaczyna wyglądać inaczej, słońce świeci mocniej, lodowaty normalnie (czyt. w czasie pobytu w wygodnym domowym zaciszu) płynący wartko strumień nie wydaje się już wcale taki zimny a mały czerwony budzik przemienia się nagle w faceta w polarze tego samego koloru, który co rano z niegasnącym zapałem i uporem krzyczy: pobudka !!!

tyt.jpg Nasza droga do bycia przewodnikiem Studenckiego Klubu Górskiego zaczęła się tak na dobre pewnej październikowej nocy gdzieś w krzalu jednego z mazowieckich kompleksów leśnych, gdy błądziliśmy w poszukiwaniu kartek porozwieszanych na drzewach. Jej kraniec ujrzeliśmy ponad rok później na Dworcu Centralnym, gdy powiedzieliśmy "dziękujemy" uczestnikom Rajdu Andrzejkowego w Beskid Niski.

Rajd Mikołajkowy 2003 Jeszcze do niedawna Studencki Klub Górski znałam wyłącznie z mrożących krew w żyłach opowieści znajomych, którzy odważyli się robić kurs przewodnicki w SKG. Wyjazdy z założenia dla wytrwałych bohaterów, którzy nie potrzebują snu, a jeśli już to cieszą się ze spania w dziurawym szałasie, prawie nie jedzą, a jeśli już to dziwne brejki i to z wiadra(!!!) i na dodatek nad ranem, a nie w porze obiadu. Gdy Marek zaczął zapraszać na swój Rajd Mikołajkowy - rozwiewał moje wątpliwości obiecując fajną trasę (że niby ja też dam radę i po szlakach, a nie krzalach i jarach), obiecywał nocleg w ogrzewanym schronisku (a to zima), dużo jedzeniach w porach posiłków (niektóre robione przez profesjonalistów), ale tak na prawdę to przekonała mnie obiecana wizyta Mikołaja i pewność, że każdy(!) dostanie prezent (czyli ja też). Odważyłam się więc pojechać na swój pierwszy wyjazd z SKG.

Jedziemy na królową Beskidów! - gromki okrzyk przerwał sylwestrowy hałas. Pomysł został błyskawicznie przechwycony przez żądnych wrażeń kursantów, zadeklarowało się nawet kilka osób. W efekcie pojechały cztery (cóż, studia nie radość, od czasu do czasu występuje coś, co potocznie nazywa się sesją; niektórzy się nawet do niej przygotowują). Po wstępnym rekonesansie (Michale, chwała Ci za to!) i tysiącu telefonów do siebie z pytaniem, czy my naprawdę jesteśmy normalni, spotkaliśmy się na dworcu. Sowa od razu zorganizował nam czas proponując grę pod tytułem: "gdzie jest mój bilet?". Poszukiwania nie były długie, ale trzeba przyznać, że bardzo intensywne. No i niezwykle scementowały grupę. No cóż, początki bywają trudne, ale zrażać się nie należy.