fot. Damian Wójtowicz Pytanie to zadałem mniej więcej w maju zeszłego roku akademickiego dwóm niewiastom kryjącym się pod pseudonimami Kasia i Gosia. Oczywiście żadna z nich nie chciała przyznać: "Przemek, ale masz świetny pomysł!", więc odpowiedziały, że myślały o tym samym. No to było nas troje.

tyt5.jpg Czasem zastanawiam się, co sprawia, że wyjazd, już po powrocie uznam za udany... czy jest to cel podróży, stopień zrealizowania planu, ilość zobaczonych miejsc czy też ludzie i stworzona przez nich atmosfera. Faktem jest jednak, że tak naprawdę nie możemy tego ani zaplanować, ani przewidzieć, bo wtedy wyjazdy nie byłyby tak fascynujące... My wielokrotnie pozwalaliśmy toczyć się sprawom ich własnym torem i może dlatego wszystko tak doskonale się udało.

Rozpocznij oglądanie zdjęć Ciepły lutowy weekend spędziliśmy w Górach Stołowych. Przyciągnęły nas tam wyjątkowe walory krajobrazowe, o których słyszeliśmy od dawna.
Zaplanowaliśmy przejście z południowego zachodu masywu w kierunku wschodnim, czyli z Kudowy Zdroju, przez Błędne Skały i Szczeliniec Wielki do Wambierzyc.

 

Rozpocznij oglądanie zdjęć Na jednym ze spotkań środowych, padł pomysł wyjazdu weekendowego w Rudawy Janowickie. Inicjatorami wyjazdu byli Czarek Bugajczyk oraz Damian Dziok. W sumie, wraz z Anią Oleksiak, zebrała się z nas czteroosobowa ekipa z XIX Kursu na Przewodników Górskich SKG. Na początku nie wiedziałem gdzie leżą Rudawy Janowickie, ale po sprawdzeniu okazało się, że to niewielki obszar Sudetów Środkowych, na tyle mały, że można go pokonać w czasie jednego weekendu.
Po całonocnej podróży pociągiem dojechaliśmy do Trzcińska u stóp Gór Sokolich. Śniadanie postanowiliśmy zjeść w schronisku Szwajcarka. Nie zwlekając wyruszyliśmy w drogę, wchodząc na niebieski szlak, który miał nam towarzyszyć na zmianę ze szlakiem zielonym przez większą część naszej wycieczki.

Rozpocznij oglądanie zdjęć Kiedy wysiadam na małej stacyjce na południu Polski wszystko się zmienia. Wszystko, w tym moje podejście do ludzi, do świata, do wszystkich mniej i bardziej ważnych spraw. Zmienia się nawet hierarchia marzeń. Jedne wysuwają się naprzód, inne milkną speszone. Sam widok, mimo że w pierwszych chwilach często przysłonięty dachami domów lub chmurami, niezmiennie wywołuje mój zachwyt, radość i szacunek a w duszy zasiewa ziarnko wewnętrznego spokoju, które z każdym kilometrem wędrówki staje się coraz mocniejsze.
Tak było i tym razem, kiedy w sobotni poranek wysiedliśmy na stacji w Zwardoniu i gdy nieco jeszcze zaspane uśmiechy zagościły na twarzach uczestników rajdu. Wbrew naszym obawom słoneczko nie zawiodło. Naszym celem było Wielka Racza, do której zaprowadzić miał nas czerwony szlak.